Jeśli chcielibyście wyściubić nosa z internetów, jednak szukacie pretekstu — można wyjść do kina, na przykład na naprawdę dobry polski film „Sala samobójców. Hejter”.
W skrócie i nie paląc: relegowany z uczelni student prawa („Tomala” — w tej roli naprawdę dobry Maciej Musiałowski) zaczepia się w agencji interaktywnej, jednej z tych, co nie pogardzą nawet zleceniem na obsmarowywanie na zlecenie. Szybko daje się poznać jako świetny pracownik: nie tylko potrafi wspaniale użyć fejkowych tożsamości internautów, ale też doskonale radzi sobie w doborze najlepszych środków prowadzących prosto do celu. W nagrodę „Tomala” dostaje robotę w polityce — ma sypać piach w tryby kampanii wyborczej tęczowo-europejskiego kandydata ubiegającego się o prezydenturę miasta. Bierze się za to najlepiej jak potrafi, mocno inspirując się „Sztuką wojny”, a że przy okazji chce odreagować (a może nawet zemścić się) za własne kompleksy i niepowodzenia, jego zaangażowanie w działania propagandowe sięgają dalej, niżbyśmy przypuszczali. Szczując, manipulując, przełamując wszelkie granice — w tym chyba własnych planów — doprowadza do tragicznego końca.
Tu mała dygresja recenzenta: oglądając „Hejtera” do pewnego momentu miałem wrażenie, że oto mamy świetny obraz świata wykreowanego przez internetowych trolli — podsycanie animozji, napuszczanie na siebie dwóch grup, to tricki, którymi przecież ruska Internet Research Agency skutecznie zaspamowała poprzednią kampanię prezydencką w U.S.A. Oglądając zatem sceny, w których grana przez Musiałowskiego postać coraz bardziej się wkręca w swoje szalone plany (przyznam, że nie do końca rozumiem jego motywację — do pewnego momentu była to zazdrość, chęć zemsty, ale później?) miałem wrażenie pewnej przeginki (coś jak ostatnia scena w „Klerze”, która moim zdaniem dosłownie spaliła ten świetny film) — aż sobie przypomniałem, że przecież ledwie rok minął odkąd jakiś szaleniec zabił Pawła Adamowicza… Więc to wszystko wcale nie jest aż takie wyssane z palca…
U mnie „Sala samobójców. Hejter” dostaje notę na mocne 8,5/10: nawet jeśli film ma jakieś słabsze strony, to z pewnością nie psują odbioru całości dzieła, które jest naprawdę bardzo dobre. Warto się wybrać, zatem zdecydowanie polecam.