„Nowa normalność” wymaga nowych rozwiązań, nowych smaków, nowych przyzwyczajeń… jako posłuszny obywatel nie mam wyboru, w związku z wiosną przerzucam się na wina białe. Na przykład półwytrawne z Moraw — Zámecké Vinařství Bzenec Muškát moravský 2017.

„Ograniczenie polegająca na całkowitym zakazie” — modne wiosną 2020 r. hasełko stosuję od lat: najpierw wiosną, kiedy odstawiam wina czerwone na rzecz win różowych czy białych (choć mniej za nimi przepadam, są jednak lżejsze, bardziej rozrywkowe — a przecież człowiek nie wielbłąd, pić musi…); z jeszcze większym upodobaniem późnym latem, kiedy z czeluści barku znów wyłaniają się wina czerwone. Oczywiście pamiętając cały czas, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu (a także pamiętając eksperyment sprzed 3 lat) staram się od czasu do czasu przełamać smak czymś innym… wychodzi na to, że nie trzymam się zakazu aż tak kurczowo.
Czas na tradycyjną dygresję: Muškát moravský (MOPR) to kolejna lokalna — uprawiana głównie w państwach byłej Czechosłowacji — odmiana winorośli powstała w latach 80-tych ubiegłego stulecia poprzez skrzyżowanie odmian Muscat Ottonel i Prachttraube (bajdełej jestem ciekaw jak eno-środowisko toleruje takie krzyżówki — wszakże kręgi kynologiczne patrzą na takie historie z dużą rezerwą, nawet jeśli chodzi o odtwarzanie dawnych ras, por. Chodský pes).
Po otwarciu i rozlaniu wino ukazuje swój niecodzienny — mocno ciemnożółty, wpadający wręcz w odcień pomarańczowego — kolor, próba paszczą ukazuje klasykę półwytrawnych białych win pochodzących z Moraw: na pewno nie jest to wielki trunek, który chciałoby się tygodniami rozpamiętywać, ale jako akcent do lekkiego posiłku lub na osłodę spędzanego w okowach aresztu balkonowego jest całkiem niezłe.
(Gorzej, że autentycznie wyczerpują mi się zapasy, a media spekulują, że „tego lata” za granicę nie wyjdziemy…)