A teraz coś z nieco innej (może niekoniecznie dębowej, ale jednak) beczki: czyli kilka zdań o tym, że odcięcie od źródełka nie zawsze musi oznaczać posuchę — zwłaszcza jeśli w spożywczaku utrafimy takie wino jak Mezquiriz Navarra Tempranillo Tinto 2018.
Odcięty od źródełka czuję się już blisko miesiąc, tj. odkąd władze Czeskiej Republiki zdecydowały się poważnie ograniczyć (de facto uniemożliwić) wjazd obywateli Rzplitej. Nie powiem, iżbym leciał na oparach, albowiem ostatnim wypadem zabezpieczyłem się na najbliższą przyszłość, ale przecież rozsądny człowiek nigdy nie unika pytań „co by było, gdyby?”
Odpowiedzi na to pytanie można poszukać w lampce dzisiejszego wina, które nie tylko kupiłem w zwykłym polskim spożywczaku (tj. w Lidlu), nie tylko wydałem na nie relatywnie niewielkie pieniądze, ale też przyznać muszę — nie pierwszy raz przecież — że to wino nie jest dobre dlatego, że jest tanie, lecz jest po prostu dobre i tanie. Jasne, niewątpliwie nie jest to najlepsze wino jakie w życiu piłem, na pewno jest to kolejny trunek, który warto odłożyć na dłuższą chwilę po odkorokowaniu — ale czy w przypadku ceny równej 11,99 złotych za butelczynę naprawdę można oczekiwać nie wiadomo czego?
Słowem: próbujcie, a może znajdziecie, bo niedrogie perełki są wśród nas — ale jeśli eksperymenty Wam nie w głowie, myślę, że bez większego ryzyka i wstydu można spróbować tego właśnie napitku.