Krótko i na temat, ale to na pewno ważne: do laski marszałkowskiej wpłynął podpisany przez posłów PiS projekt ustawy o obowiązku oznaczania żywności znakiem graficznym „ZAWIERA OWADY JADALNE” (projekt ustawy o zmianie ustawy o jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych).
A mianowicie, w wielkim skrócie:
- projekt ma na celu doprecyzowanie obowiązków producentów (importerów, etc.) środków spożywczych zawierających „nową żywność” w rozumieniu rozporządzenia 2015/2283 w/s nowej żywności i zakłada obowiązek oznakowania wyrobów składających się z owadów znakiem graficznym „ZAWIERA OWADY JADALNE”;
- założenie jest następujące: jeśli wyrób owe owady zawiera, jego opakowanie powinno być oznaczone takim oto gustownym rysuneczkiem pasikonika (a może konika polnego? wybaczcie, na tym też się nie znam…) oraz wymownym napisem; w zamyśle projektodawców znak ten powinien być umieszczony na białym polu, w sposób czytelny i zgodny z rozporządzeniem 1169/2011 w/s przekazywania konsumentom informacji na temat żywności;
- (mała dygresja: przepisy o nowej żywności mówią także o żywności wyekstrahowanej lub produkowanej z drobnoustrojów, grzybów lub wodorostów, materiałów pochodzenia mineralnego, nanomateriałów, etc. — troszkę nie wiem dlaczego informować trzeba akurat o robakach, a nie o drobnoustrojach?);
- dla jasności: projekt przewiduje 30-dniowe vacatio legis oraz okresy przejściowe: 6-miesięczny dla wprowadzania do obrotu i 12-miesięczny dla pozostawania w obrocie środków spożywczych zawierających owady jadalne, acz nieoznakowane w sposób określony ustawą.
Tytułem dygresyjnej ciekawostki: przypominam, że owady nie są zwierzętami na gruncie ustawy o ochronie zwierząt (a to po nowelizacji z 2015 r., która wyraźnie zastrzegła, iż „ustawa reguluje postępowanie ze zwierzętami kręgowymi” — dzięki czemu legalne jest używanie packi na komary czy preparatu na kleszcze) — co pozwala mi na postawienie podchwytliwego pytania: czy spożywając owady jadalne można tytułować się wegetarianinem?