Pojawieniu się w kinach każdego filmu o agencie 007 towarzyszy fala artykułów o gadżetach Bonda — a to jakim autem pojechał, jaki garnitur na siebie włożył, gdzie los go rzucił i dlaczego tak daleko — oraz jaki dali mu zegarek. Nie sposób się oprzeć tej fali, zatem dziś na łamach Lege Artis kolejna zaśpiewajka — tym razem o temacie przewodnim: dlaczego automatyczny zegarek dla nurków jest dobry na wszystko?
Dzisiejszy wykład przeprowadzę na przykładzie zegarka uchodzącego za bardzo kontrowersyjny, czyli Seiko SKX781 (popularnie zwany Seiko Orange Monster) — który kontrowersyjność swą zawdzięcza wściekle pomarańczowej tarczy oraz masywnemu stalowemu bezelowi (o którym więcej poniżej).
Natomiast dla rozwiania wszelkich wątpliwości (oczywiście weekendowa rubryka w czasopiśmie Lege Artis: Seiko Orange Monster (a także jego czarny brat czyli Seiko SKX779 — Seiko Black Monster) to zegarki autentycznie budżetowe. Za cenę kwarcowego szwajcara (sic!) można kupić dwa egzemplarze automatycznego Seiko — i zostanie jeszcze na przelot (tanimi liniami, jeśli jeszcze ktoś tam fruwa) do Zurychu.
Dlaczego nurek? Już na początku wypada rozbić w pył pewne mity: to, że na zegarku jest napisane WR50 czy inne 5 ATM nie oznacza, że sprzęt nadaje się do czegokolwiek więcej niż ostrożny kontakt z wodą — a próba zanurzenia zegarka choćby na kilka metrów kończy się tragicznie. Dopiero oznaczenie 100 ATM pozwala na w miarę spokojne pływanie w zegarku na ręku; natomiast dla tych, którzy lubią się choćby okazjonalnie zanurzyć robi się sikory z oznaczeniem „diver’s 200 m”.
Jednak zegarek, który chce zasłużyć na miano divera, musi spełniać szereg warunków opisanych w normie ISO 6425, a mianowicie m.in.:
- obrotowy bezel służący do odmierzania czasu (istotne przy wynurzaniu się z głębin podmorskich);
- indeksów minutowych na tarczy (czyli każda minuta musi mieć swój „przecineczek”, nurkowski sprzęt musi bardzo dkładnie pokazywać przebieg czasu);
- luminescencji pozwalającej na odczyt godziny w kompletnej ciemności z odległości 25 cm;
- wskaźnika prawidłowej pracy zegarka, który w doatku jest widoczny także w całkowitej ciemności (dodatkowa luminescencyjna kropka na sekundniku);
- podwyższonej odporności na wstrząsy oraz pola magnetyczne;
- określonej wytrzymałości mechanicznej paska lub bransolety oraz teleskopów (przy czym egzemplarze przeznaczone dla nurków często sprzedawane są z dość specyficznymi paskami).
Teraz chyba sytuacja się klaruje: potrzebujesz naprawdę mocnego i odpornego zegarka, który będzie wiernie służył w różnych okolicznościach przygody, który zniesie gwałtowną pompę w górach, który będzie dzielnie gonił z tobą na rowerze, który śmiało możesz zabrać na kajta czy kajak — a w dodatku nie chcesz wyglądać jak poszukiwacz sezonowych mód (przypominam, że Bond nosi divery nawet do smokingu!) — pomyśl o zegarku dla nurków.
Druga sprawa, którą chcę podkreślić: jeśli zegarek, to tylko automatyczny. W warstwie praktycznej automat uniezależnia nas od źródła prądu, nieuczciwych zegarmistrzów sprzedających podładowane używki za 20 złotych (odnośnik nieprzypadkowy) oraz patałachów próbujących otworzyć dekiel przy pomocy śrubokręta z Obi. W warstwie estetycznej to precyzyjny mechanizm — coś co trwa, szlachetnie się starzeje i dodaje nieco steampunkowego sznytu — kompletne przeciwieństwo zegarków kwarcowych (o najnowszej sezonowej modzie na spryt-zegarki nie wspominając).
No taki już jestem, że tak myślę.
Kątem ucha słyszę parsknięcia — „precyzyjny?!” No przeciętny kwarc za stówę będzie dokładniej odmierzał czas niż automat za pięć tysięcy. Tego nikt nie podważa.
Jednak nosiciele zegarków automatycznych zwykle mają tego świadomość (chociaż czasem mnie bawi jak widzę dywagacje: na którym boczku ma leżeć w nocy, żeby się najmniej spieszył?) — i zwykle im to nie przeszkadza. Takiego sikora nie kupuje się dla liczenia neutronów przeskakujących z łebka szpilki w kolejnej nanosekundzie…
Ostatnia sprawa: jak to nosić? Moja odpowiedź brzmi — jak najczęściej. Na dziś Seiko Orange Monster jest dla mnie zegarkiem pierwszego wyboru, toteż trudno się dziwić, że mimo niewątpliwie kontrowersyjnego wyglądu uważam go za codzienność (niedługo doszlusuje do niego nieco bardziej stonowany koleżka) — rower, góry, teatr (krawat i marynara — szok jak rzadko faceci teraz idą do teatru w krawacie!), takie tam. A noszę go na pasku typu NATO (od wczesnej wiosny do późnej jesieni) lub na jasnobrązowym pasku skórzanym (w sezonie jesienno-zimowym — stąd brak wakacyjnych w takiej konfiguracji). Natomiast fabryczny pasek silikonowy niespecjalnie mi podszedł.
Reasumując: ja naprawdę uważam, że zegarek dla nurków, właśnie dzięki jego wszechstronności, wytrzymałości i temu czemuś, jest najlepszy na każdą okazję, bez wyjątku.