A skoro niedawno było o tym, że lada dzień wchodzi w życie ustawa o podatku bankowym, a później gruchnęło, że mBank ma zapłacić 6,5 mln kary za brak uwzględnienia ujemnego LIBOR, to dziś warto skreślić kilka akapitów poświęconych interesującemu wyrokowi dotyczącemu obowiązkom banków w zakresie informowania o ryzykach wynikających z oferowanych instrumentów finansowych — oraz ryzykiem uznania takiej umowy za nieważną ze względu na naruszenie zasad współżycia społecznego (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 7 maja 2015 r., sygn. akt I ACa 1262/14).
Sprawy miały się mniej-więcej następująco: pewien przedsiębiorca prowadzący działalność w branży meblarskiej wniósł do sądu pozew przeciwko bankowi żądając zwrotu ok. 1,2 mln złotych tytułem zwrotu kwoty wpłaconej na depozyt oraz zwrotu różnic kursowych wynikających z umów opcji walutowych. W odpowiedzi bank wniósł o zasądzenie od klienta przeszło 1,5 mln złotych (powództwo wzajemne) oraz o ustalenie, że nie jest zobowiązany do zapłaty klientowi przeszło 700 tys. złotych.
Wcześniej powód co prawda zawarł trzy umowy na piśmie, każda po kilkadziesiąt stron, w każdej znajdował się obszerny słowniczek pojęć, terminów, lecz żadna z nich nie wyjaśniała istoty transakcji, jakie zaproponowano mu w lipcu 2008 r., nawet nie zawierały takich pojęć, jak: tarn forward, extendible tarn forward, extendible count forward, czy chociażby złożone opcje walutowe. Wyłącznym źródłem informacji o zaoferowanych przez pozwanego konkretnych parametrów (kursu umownego, asymetrycznego nominału dwustronnych opcji oraz wartości bariery wyłączjącej), a więc o tym co najistotniejsze, były rozmowy telefoniczne. Ich treść, a także zeznania świadków – pracowników pozwanego Banku, nie pozwala na przyjęcie, że powód został wyczerpująco i jasno poinformowany o zaletach i wadach proponowanych transakcji. Z zeznań pracowników Banku wynika, że mieli oni niewielką wiedzę na temat proponowanego powodowi produktu i sami nie odróżniali różnych rodzajów złożonych opcji walutowych jakie były powodowi oferowane. Nie potrafił tego uczynić także W. Ż., który był doradcą powoda i to on przedstawiał mu różne wersje opcji. Żadnej wiedzy w zakresie instrumentu w postaci extendible tarn forward nie posiadała J.C. – bezpośredni opiekun powoda, który był dla niej jedynym klientem.
Po dość skomplikowanym postępowaniu uwzględniono żądanie powoda: sąd ustalił, że od 2007 r. bank bardzo usilnie starał się pozyskać przedsiębiorcę jako klienta, obiecując mu m.in. kredyt, którego firma nie potrzebowała, a także opcje walutowe „bez żadnych zabezpieczeń”. Tylko pod wpływem tych nalegań powód zawarł z bankiem szereg umów: o prowadzenie rachunku oraz „ramową, dodatkową i zabezpieczającą”, przy czym bank nie dostarczył mu regulaminu opcji walutowych (z lektury orzeczenia wynika, że w ogóle w banku był niezły serdel z papierami — właściwie to powód nigdy nie dostał ostatecznej wersji umów). Natomiast na pewno cały czas namawiano go na różne transakcje walutowe.
Aż w końcu powód wyraził zgodę na takie transakcje — w lipcu 2008 r. będąc na wakacjach, przez telefon („kupił serię 12 opcji EUR put PLN call o nominale 100.000 EUR na 12 dat”, „wystawił serię 12 opcji EUR call PLN put o nominale 200.000 EUR na 12 dat”). A ponieważ już w III kwartale 2008 r. doszło do osłabienia złotówki, bank zażądał dopłat. W odpowiedzi klient złożył bankowi oświadczenie o uchyleniu się od skutków prawnych oświadczenia woli złożonego pod wpływem błędu, co zdaniem banku oznaczało naruszenie umowy ramowej, więc umowa została przez bank rozwiązana, a następnie zażądał prawie 2 mln złotych.
Z zeznań świadków wynika nadto, że pracownicy banku mieli niewielką wiedzę na temat proponowanych powodowi produktów. Gdy zeznawali nikt nie pamiętał szczegółów, a jedynie — co z kolei wszyscy doskonale zapamiętali — że to powód był dobrze zorientowany w transakcjach walutowych, mimo, że bezsporne jest, iż wcześniej takich produktów, jak proponował mu pozwany, nie nabywał.
Sąd stwierdził, że wprawdzie uchylenie się od błędu było bezskuteczne, albowiem nie dotyczyło oświadczenia woli (był to błąd co do oceny ryzyka), jednak cała umowa została zakwestionowana jako obiektywnie niekorzystna dla klienta banku, albowiem została ona zawarta przy wykorzystaniu przez drugą stronę swojej silniejszej pozycji.
(Przewijając do przodu): bank przegrał proces z trzech podstawowych przyczyn:
- brak ekwiwalentności świadczeń stron umowy — otóż bank zastrzegł na swoją korzyść opcje call o wartości dwukrotnie wyższej, niż opcje put na rzecz klienta, albowiem „w razie bowiem trendu rynkowego korzystnego dla Banku (spadek wartości PLN względem EUR) uzyskiwałby on zawsze dwukrotnie wyższy zysk niż w przypadku trendu odwrotnego”;
- znaczna rozbieżność konsekwencji dla stron w zależności od charakteru zmian wartości waluty — plus zastrzeżenie tzw. „wyłącznika” wyłącznie na rzecz banku („w razie korzystnego dla powoda trendu kursowego i osiągania przez niego zysku, cała struktura ulegała rozwiązaniu z chwilą osiągnięcia ogólnego zysku w wysokości 30.000 złotych, niezależnie od okoliczności, że czas trwania umowy był określony”), natomiast w przypadku trendu odwrotnego, klienta nie zabezpieczała żadna konstrukcja, jeśli zysk banku szybował nie tylko ponad 30 tys. złotych, ale jakkolwiek wyżej;
- brak równości stron co do ryzyka poniesienia straty — „zważywszy na element ryzyka i niepewności co do nastąpienia zdarzenia skutkującego realizacją opcji (poziom kursu walutowego), niekiedy umowy opcyjnie określane są jako umowy losowe, a nawet ujmowane w kategoriach gry i zakładu”;
- zlecenie opcji (w lipcu 2008 r.) nastąpiło pod wpływem presji banku — podczas rozmowy telefonicznej klientowi przedstawiono tylko plusy dodatnie, pomijając elementy ryzyka, a w dodatku pracownicy banku dłuższy czas pracowali nad klientem przekonując go o korzyściach płynących z oferty.
Wszystko to przesądziło, że cała umowa na opcje z lipca 2008 r. została uznana za nieważną ze względu na sprzeczność z zasadami współżycia społecznego (art. 58 par. 2 kc) — bank nie dochował standardów wymaganych przy oferowaniu instrumentów finansowych.
Banki jako instytucje zaufania publicznego, w stosunkach z klientami powinny działać w granicach dobrze pojętego nie tylko interesu własnego, ale i z uwzględnieniem interesu klienta. Bez poinformowania bowiem klienta o ryzykach związanych z usługą, klient nie będący profesjonalistą w dziedzinie finansów i bankowości, nie ma możliwości dokonania właściwej analizy ryzyka, jakie związane jest z danym produktem bankowym i dokonania właściwego (świadomego) wyboru usługi (produktu bankowego).
Zabawne, że bank — profesjonalista na rynku usług finansowych — nie dysponował nawet sprzedawcami znającymi się na skomplikowanym oferowanym produkcie. Z uzasadnienia wynika, że momentami to klient wiedział o opcjach walutowych więcej niż jego opiekun klienta. Wynikało to m.in. z tego, że pracownicy banku mieli za sobą tylko jedno szkolenie poświęcone transakcjom walutowym, klientowi nie dostarczano też dokumentów, na które później powoływał się bank.
Natomiast tak czy inaczej „rozumieć więcej” o strukturach finansowych to niekoniecznie znać granice ryzyka, a przecież
Każda umowa opcji niesie ryzyko uzyskania przez strony korzyści albo poniesienia strat, zależnie od wahań wartości walut na rynku, a więc okoliczności niezależnych od stron. Natura prawna umowy opcji walutowej wymaga, aby strony miały świadomość możliwości odniesienia korzyści oraz poniesienia strat i ich rozmiaru. W sprawie niniejszej ta świadomość nie była jednakowa, gdyż powód nie miał jednakowego rozeznania, co do stopnia ryzyka ponoszonego świadczenia oraz obiektywnie nieekwiwalentnych wzajemnie świadczeń stron. Bank zaproponował powodowi umowę o treści jedynie akceptowanej przez powoda i w istocie tylko bank mógł ocenić rzeczywiste znaczenie składanej propozycji, gdyż zakres przygotowania merytorycznego odnośnie treści i skutków umowy opcji walutowej po stronie powoda zdecydowanie odbiegał od przygotowania pozwanego. Tymczasem oferowany produkt był złożonym instrumentem finansowym i powinien być oferowany jedynie klientom uświadomionym w przedmiocie wiążącego się z nim ryzyka i zamierzającym świadomie podejmować takie ryzyko. Bezsporne było, że powód do takich klientów nie należał, nie zawierał wcześniej tego rodzaju umów o czym pracownicy pozwanego wiedzieli, a to z kolei pozwala na ocenę, że Bank działał jedynie we własnym interesie, wykorzystując swój profesjonalizm i naruszając interes klienta.
Q.E.D.