Taka refleksja: niezależnie od tego, że na dobry film można wybrać się do kina i dwa razy (a na gorszy, byle miało się fijoła, nawet trzy), sytuacja jest taka, że za każdym razem będzie to samo. Gwarancję w miarę nowych, niekoniecznie lepszych doznań daje dopiero tzw. re-make (nb. ciekawe, że Hollywood koniecznie chce przerobić film „Toni Erdmann” — co jest nie tak z oryginałem!?!)…
… ale nie w teatrze, gdzie nawet jak po jakimś czasie trafisz na znany już spektakl okazuje się, że nic dwa razy się nie zdarza. Stąd też nie ma się co dziwić, że oto ponownie — półtora roku po pierwszym wyjściu — trafiliśmy do wrocławskiego Teatru Capitol na spektakl „Trzej muszkieterowie”.

Nowa obsada, nowe — te znane już i te nie znane (nam) jeszcze — twarze, to zawsze dodatkowy punkt: czyja twarz lepiej pasuje do roli? Komu udało się lepiej zagrać jakąś scenę? Kto się ostrzygł i raptem coś nie tak? Czy muszkiety nadal strzelają, a deszcz nadal pada?
Jednak „Trzej muszkieterowie” po raz drugi nie nużą i nie nudzą, co o tyle ważne, że spektakl trwa cztery godziny bez mała (z przerwą), przeto w innej reżyserii czasu na przestoje znalazłoby się sporo; owszem, zauważyłem, że krytyka zauważyła, że dłużyzny kryją się pod pozorem zmiany scenografii (moim zdaniem ręcznie przetaczane wieże to pomysł świetny) — ale to jest właśnie w sztuce najpiękniejsze: że nie to się podoba, co ma się podobać, lecz to, co się komu podoba (por. „Balladyna w Teatrze Capitol — bo czytam Chopina, Słowackiego gram, nie jestem cham!„).
Dzięki temu powstał spektakl idealnie (prawie) dla każdego: dynamiczny, romantyczny, wesoły, zabawny, momentami dramatyczny; jeśli idiotyczne wydaje się Wam pojęcie kina familijnego, to o „Trzech muszkieterach” w Teatrze Capitol warto myśleć jako o doskonałym teatrze familijnym.
Ode mnie duży plus, zaś odnosząc się do tytułu — gdzieś w okolicach 2019 roku chętnie przejdziemy się raz jeszcze. I wcale nie mówię tego z perspektywy karpia głosującego za przyspieszeniem Świąt Bożego Narodzenia (celem ponownego odświeżenia filmu „Kevin sam w domu” ;-)