Na specjalne życzenie P.T. Czytelników krótka rozkminka wyroku, który można zatytułować Jechał Rowerem Ulicą mimo Drogi dla Rowerów, ale go złapali, ale się nie dał i go uniewinnili — i czy to oznacza, że sąd orzekł, że można jeździć rowerem po ulicy jeśli DDR jest po lewej stronie? (nieprawomocny wyrok Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy z 27 lipca 2016 r., sygn. akt V W 2067/16).
Sprawa wyglądała następująco: kwietniowym porankiem rowerzysta jechał trzypasmówką (trzy pasy na każdej z jedni, po środku torowisko tramwajowe, po obu stronach chodniki za pasem zieleni) przy prawej krawędzi prawego pasa. Po przeciwnej („lewej”) stronie drogi poprowadzona była droga dla rowerów, jednak cyklista ani nie miał jak do niej zjechać (a nawet jeśli miałby jak zjechać, to nie wiedział, że DDR jest tam daleko po lewej).
Rowerzystę zatrzymał do kontroli policjant na motocyklu, którego zdaniem doszło do naruszenia obowiązku jazdy drogą dla rowerów — tą położoną daleko po lewej — jednak sprawca rzekomego wykroczenia odmówił przyjęcia mandatu, zatem sprawa trafiła do sądu.
Zdaniem obwinionego poruszał się on zgodnie z zasadami ruchu prawostronnego: prawym pasem, przy prawej krawędzi (art. 16 pord). Miał prawo tak jechać, bo po jego prawej nie było żadnej drogi dla rowerów, nie było znaku drogowego B-9 (zakaz wjazdu rowerów), zatem prowadzący rower może nawet nie wiedzieć, że po przeciwnej stronie jest jakaś ścieżka rowerowa (do której i tak nie miałby jak dojechać).
Sąd uniewinnił rowerzystę: na jezdni, z której korzystał obwiniony, nie było zakazu ruchu rowerów, a osoba jadąca skrajnie z prawej strony nie ma szans dostrzec drogi dla rowerów po lewej. Poza tym nikt nie ma obowiązku obserwować znaków drogowych przeznaczonych dla przeciwnego kierunku ruchu.
Rowerzysta ma obowiązek korzystać z drogi dla rowerów jeśli jest ona wyznaczona dla kierunku, w którym się porusza (lub zamierza jechać), zaś jako pełnoprawny uczestnik ruchu ma obowiązek jeździć zgodnie z zasadami ruchu prawostronnego — jednak skoro przy „jego” pasie nie było informacji, że DDR jest po przeciwnej (lewej) stronie, to tym bardziej nie mógł przejechać na przeciwną stronę po przejściu dla pieszych.
Dlaczego jednak ten — chyba słuszny i sprawiedliwy — wyrok uważam za miejscami błędny i niemiarodajny dla analizy całego sporu?
- zacznijmy od smaczków: obwinionemu zarzucono jazdę rowerem ulicą mimo drogi dla rowerów (obowiązek ten wynika z art. 33 ust. 1 pord) — ale w opisie zarzutu pojawia się… art. 45 ust. 2 pkt 1 pord… czyli korzystnie z telefonu podczas jazdy;
- nie wiadomo na jaką okoliczność słuchany był ów policjant — w uzasadnieniu pojawia się zdanie „sąd uznał za niemiarodajną tę część zeznań świadka [policjanta], w której świadek przedstawił swoją interpretację oznakowania wskazując, że pomimo tego, że znak informujący o drodze dla rowerzystów znajdował się po przeciwległej stronie jezdni, to ten znak również obowiązywał osoby, które poruszały się po prawej stronie jezdni w kierunku przeciwnym (tj. obwinionego)” — a przecież rolą świadka nie jest analiza przepisów ruchu drogowego (od tego właśnie jest sąd), lecz przedstawianie faktów;
- wątpliwy jest akapit, w którym mówi się, że zdaniem policjanta obwiniony wiedział, że ma DDR po przeciwnej stronie, bo codziennie jeździ tą drogą do pracy — tu sąd odparował, że „zarządzający drogą może zmienić występujące w danym miejscu oznakowanie drogowe, a także zdarza się również, że poszczególne części drogi, w tym również ścieżki rowerowe, poddawane są modernizacji, w czasie której wyłączany jest na nich wszelki ruch” — cóż, sąd uległ dość typowej pokusie rozważań teoretycznych, a przecież powinien oceniać fakty: czy w tamtym dniu „ścieżka rowerowa” była wyłączona z ruchu? — zaś rozważania, że „zdarza się” remont są bez znaczenia dla istoty sprawy;
- uważam także, że sąd nieprawidłowo ocenił czym w istocie jest ruch prawostronny: prawostronność „liczy się” w obrębie jezdni, nie drogi czy jakiegoś układu drogowego, a z art. 16 ust. 1-4 pord nie wynika, że wszystko musi jeździć z prawej (i mijać się z lewej), bo gdyby tak było, to każda droga dla rowerów musiałaby być jednokierunkowa (natomiast owszem, ruch prawostronny oznacza, że rowerzyści na DDR mijają się od lewej);
- czy zatem brak znaku B-9 oznacza, że rowerzysta ma prawo jechać jezdnią (zwłaszcza jeśli gdzieś obok jest droga dla rowerów)? innymi słowy czy rowerzysta powinien korzystać z DDR dlatego, że ona jest — czy też dlatego, że na jezdni będzie miał znak zakazu wjazdu rowerów?
- odpowiedź jest wieloczłonowa: po pierwsze każdy uczestnik ruchu musi wiedzieć, że część obowiązków lub zakazów, które zwykle wynikają ze znaków — może jednak wynikać bezpośrednio z norm (por. rozważania o parkowaniu ciężkich aut na chodniku, o wjeżdżaniu samochodem do lasu, o parkowaniu w strefie zamieszkania — czasem jest jakiś znak, który „zawiera w sobie” zakaz parkowania, czasem w ogóle nie ma żadnego znaku — po prostu trzeba znać zasady. Moim zdaniem oznacza to, że rowerzysta ma obowiązek jechać po drodze dla rowerów (art. 33 ust. 1 pord) dlatego, że ona jest — a nie dlatego, że na przylegającej jezdni jest znak B-9;
- wgłębiając się w temat: jeśli istotny jest znak B-9, to przecież mógłbym w ten sposób tłumaczyć jazdę rowerem po każdej ulicy, także tuż przy DDR („bo tu nie ma znaku B-9, panie władzo!”);
- owszem, w opisie znaku B-9 jest dyrektywa, której realizacji akurat prawie nie widuję („Ponadto znak B-9 stosuje się na drogach, w obrębie których lub w pobliżu których wyznaczono drogę dla rowerów, a znak nakazujący korzystanie z tej drogi może nie być widoczny dla kierujących rowerami. Na odcinku drogi poprzedzającym miejsce umieszczenia znaku B-9 stosuje się odpowiedni znak (np. F-5, F-6) w celu poinformowania kierujących rowerem, że wjazd rowerów jest zabroniony, i poprowadzenia tych uczestników ruchu na część drogi przeznaczoną dla rowerów”, pkt 3.2.10 w rozporządzeniu ws. szczegółowych warunków technicznych dla znaków drogowych) — ale przecież art. 33 ust. 1 pord jest, jakby nie patrzeć, nadrzędny (przy okazji zauważyłem: „Znak B-9 „zakaz wjazdu rowerów” (rys. 3.2.10.1), wyrażający zakaz ruchu rowerów (…)” — prawodawca myli zakaz wjazdu z zakazem ruchu…);
Dlaczego zatem uważam, że wyrok jest co do zasady — mimo tych uchybień — prawidłowy?
- po pierwsze impossibilium nulla obligatio est — a jazda rowerem ulicą mimo drogi dla rowerów będzie jedynym rozwiązaniem jeśli konstrukcja skrzyżowania, którym obwiniony wjechał na tę jezdnię uniemożliwia przejazd ku DDR (i wątpię by dało się wymuszać przeprowadzenie roweru po zebrze);
- stąd oczywistym absurdem jest oczekiwanie, by w tamtym miejscu stał znak B-9 — zakaz wjazdu rowerów przy braku alternatywy oznacza, jakby na to nie patrzeć, dyskryminację pewnej kategorii ruchu drogowego;
- po drugie oczywiście jeśli obiektywnie nie można dostrzec (zza łącznie 6 pasów i podwójnego torowiska), że po przeciwnej stronie jest wyznaczona DDR, to… impossibilium nulla obligatio est;
- sumarycznie oznacza to, że moim zdaniem wyrok byłny prawidłowy o ile obwiniony nie miał możliwości bezpiecznego wjechania na drogę dla rowerów, która była po lewej (czyli poruszał się jezdnią do pierwszego wjazdu);
- jednak wyrok jest nieprawidłowy jeśli rowerzysta miał możliwość skręcić na obowiązującą go drogę dla rowerów — bo sąd niewłaściwie zinterpretował pojęcie ruchu prawostronnego oraz pominął okoliczność, że obwiniony miał świadomość, że DDR jest po lewej stronie.
Tych okoliczności jednak sąd I instancji nie ustalił, zatem orzeczenie — o ile jest apelacja — powinno zostać uchylone, a sprawa zwrócona do ponownego rozpoznania.
Q.E.D.