A skoro szczęśliwie ruszyły najważniejsze w Polsce rozgrywki piłkarskie, a kluby zasilone nową krwią jęły mozolnie starać się o uniknięcie degradacji, nadarza się dobra okazja by zastanowić się czy sprowadzanie piłkarzy z Afryki przez pseudomanagerów może być oceniane przez prasę negatywnie — i czy można doszukiwać się naruszenia dóbr osobistych w cytowaniu słów wypowiedzianych przez zainteresowanego? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 20 stycznia 2017 r., sygn. akt I ACa 2139/15).
Opublikowany na łamach jakiegoś tygodnika artykuł poświęcono czarnoskórym futbolistom grającym na polskich boiskach („ile jest w Polsce piłkarzy z Afryki?”). W tekście napisano, że jest ich ponad setka, a wszystkich ściągnął jeden człowiek, nazywany przez owych sportowców „nasz agent”. Ów menedżer nie ma licencji na prowadzenie takiej działalności, a w ramach niesformalizowanej współpracy z klubami funduje bilet na aeroplan i załatwia pozwolenie na pracę, zaś w przypadku zmiany klubu żąda „swojej działki” — cały czas licząc na „złoty strzał”. Napisano też, że menedżer żywi Afrykańczyków ciastkami, że zabiera im 2/3 pensji otrzymywanej w klubach — ale jeśli przychodzi do deportacji, to płaci za to państwo.
Zdaniem menedżera takie przedstawienie jego aktywności prowadziło do naruszenia dóbr osobistych, toteż wniósł przeciwko wydawcy tygodnika pozew żądając przeprosin i 38 tys. złotych zadośćuczynienia.
Sąd prawomocnie oddalił roszczenia: zarzut nielegalnego sprowadzania piłkarzy z Afryki — wraz z sugestią, iż powód działa jak handlarze ludźmi — narusza dobra osobiste menedżera w postaci jego godności i dobrego imienia. Powód jest opisywany jako osoba niemoralna i wyrachowana, która zabiera sportowcom większość wynagrodzenia, ale naraża Skarb Państwa na wydatki związane z deportacją nielegalnie pracujących.
Jednakże strona pozwana obaliła domniemanie bezprawności naruszenia dóbr osobistych — albowiem sporna publikacja miała na celu zwrócenie uwagi społecznej na problem działalności pseudomanagerów polegającą na obwożeniu po Polsce ściągniętych z dalekich krajów zawodników, w nadziei na ów „złoty strzał”. Tymczasem w praktyce podopieczni musieli zmierzyć się z wyzyskiem, obawami deportacji oraz machinacjami macherów.
Oznacza to, że działanie wydawcy miało na celu obronę społecznie uzasadnionego interesu, co skutecznie wyłącza bezprawność naruszenia dóbr osobistych.
Bezprawność naruszenia dóbr osobistych wyłączyło także zachowanie należytej staranności i rzetelności dziennikarskiej przy gromadzeniu i wykorzystaniu informacji. Autorzy artykułu weryfikowali uzyskane dane u kilku źródeł, m.in. u ściągniętych przez powoda piłkarzy, w urzędach zajmujących się problemami zatrudnienia i deportacji cudzoziemców, a także umożliwili zainteresowanemu ustosunkowanie się do zarzutów, a opinie powoda zostały przywołane w spornym tekście. Co więcej część informacji, które zdaniem powoda naruszały jego dobra osobiste, pochodziły z jego wypowiedzi (np. „dostawałem z Afryki wspaniałe opisy i dokumenty. I lądowali mi goście, którzy mieli być, jak obiecywano, obrońcami po 190 cm i 90 kg, a mieli 150 cm i 50 kg! Takich od razu oddawałem Straży Granicznej. Potem musiałem się wycwanić, bo na dziesięciu przysłali pięciu lewych”), a także o karmieniu ciastkami.
Zasadniczym obowiązkiem prasy jest rzetelne informowania społeczeństwa, zaś każde działanie w celu zwiększenia jawności życia publicznego oraz umożliwienia krytyki społecznej leży w uzasadnionym interesie społecznym, uzasadniając korzystanie z wolności wypowiedzi. Ujawnienie budzących wątpliwości mechanizmów — niezależnie od tego, iż zdaniem powoda pomagał on młodym zawodnikom i dawał im szansę — nie może być zatem oceniane jako bezprawne naruszenie dóbr osobistych powoda.
Q.E.D.