Czy społecznościowy serwis internetowy, w którym użytkownik publikuje bezprawne treści — na przykład filmik, w którym poniża się inną osobę — może odpowiadać za wyrządzoną w ten sposób krzywdę? Czy odpowiedzialność YouTube za naruszenie dóbr osobistych może wynikać z samego faktu, że utrzymuje infrastrukturę, która może być użyta do tego rodzaju działań? A może usługodawca może powołać się na fakt, że pokrzywdzony nie starał się pociągnąć do odpowiedzialności sprawcy lub też choćby ustalić jego tożsamości? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 13 października 2017 r., sygn. akt I ACa 1208/16).

Urzędniczka gminna (zastępczyni burmistrza) wystąpiła z powództwem przeciwko serwisowi internetowego, w którym użytkownik udostępnił film przedstawiający ułożoną na taczce dmuchaną kukłę ze zdjęciem kobiety przyklejonym w miejscu twarzy. Film (który został wyświetlony ok. 1,5 tys. razy) został zarejestrowany podczas protestu mieszkańców przeciwko polityce mieszkaniowej gminy, zaś ponieważ zdaniem kobiety obraz naruszał jej dobra osobiste (cześć, wizerunek oraz wolność w wymiarze psychicznym), zaś usługodawca nie usunął nagrania mimo otrzymanego wezwania, wniosła powództwo żądając m.in. jego usunięcia z serwisu oraz 10 tys. złotych zadośćuczynienia za wyrządzoną krzywdę.
Zdaniem strony pozwanej w ogóle nie można było mówić o naruszeniu dóbr osobistych, ponieważ nagranie jest przejawem dopuszczalnej krytyki działalności osoby pełniącej funkcję publiczną, zaś wysłane wiadomości nie stanowiły wiarygodnego zawiadomienia w rozumieniu art. 14 ust. 1 uośude — lecz raczej były subiektywnymi ocenami.
(Pozostawione w uzasadnieniu okruszki pozwalają stwierdzić, że po stronie pozwanej możemy mieć serwis YouTube („Stany Zjednoczone Ameryki”), a protesty dotyczyły jednej z gmin warszawskich.)
Sąd I instancji powództwo oddalił: zarejestrowany protest miał charakter satyry i jaskrawej karykatury, zaś jego powodem była działalność urzędniczki oraz chęć jej odwołania ze stanowiska — stąd też działanie mieści się w granicach satyrycznej krytyki działalności osoby pełniącej funkcję publiczną. Przesłane do serwisu wezwania („pomimo ich obszerności”) nie stanowiły wiarygodnej wiadomości, zatem brak jest przesłanki do przyjęcia odpowiedzialności usługodawcy za naruszenie dóbr osobistych.
Skuteczna okazała się apelacja wniesiona przez urzędniczkę: naruszenia dóbr można doszukiwać się już w samym sposobie ułożenia kukły na taczce (miała ona krótką spódniczkę i rozchylone nogi, co prowokowało obserwatorów do niewybrednych uwag, np. „ale majtki byście jej założyli” czy „ja już jej moralności pilnować nie będę”). Takie zachowanie nie miało na celu wyłącznie wywarcia wpływu na zamanifestowanie sprzeciwu wobec polityki samorządu lub wyrażenie żądania odwołania urzędników — zaś niezależnie od tego, że polityk powinien mieć grubszą skórę, to „obraźliwe, wulgarne i prostackie” zachowania protestujących przekraczały granice swobody wypowiedzi i bezpośrednio naruszyły sferę osobistą kobiety. Dopuszczalna krytyka powinna mieć związek z zakresem działalności krytykowanej osoby, zaś nawet forma satyry nie może pozbawić krytykowanej osoby godności, ani też nie może przekraczać granic niezbędnych dla osiągnięcia społecznego celu krytyki.
Usługodawca nie ponosi oczywiście odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych urzędniczki — ale może odpowiadać za przechowywanie w serwisie takich danych mimo otrzymania wiarygodnej wiadomości o ich bezprawnym charakterze. Oczywiście ustawa nie nakazuje usługodawcy uprzedniego moderowania dostarczanych treści (art. 15 uośude), jednak po otrzymaniu wezwania do usunięcia filmu powinien sprawdzić czy jego treść narusza godność i wizerunek kobiety.
Oznacza to, że hostingodawca miał świadomość bezprawności działania użytkownika portalu, nie może więc powołać się na okoliczności zwalniające z odpowiedzialności — nie może przy tym zasłaniać się potencjalną odpowiedzialnością autora filmu, albowiem odpowiedzialność usługodawcy jest oderwana od odpowiedzialności osoby, która bezpośrednio naruszyła dobra osobiste. Nie ma też znaczenia, że kobieta nie zażądała danych osobowych użytkownika, który opublikował film, ani też to, że powódka wystąpiła z pozwem dopiero 3 lata po jego wrzuceniu: nikt nie ma obowiązku sprawdzania co się o nim pisze w sieci, a niezależnie od tego roszczenia niemajątkowe się nie przedawniają.
Stąd też finalnie sąd nakazał trwałe usunięcie z serwisu nagrania oraz zasądził 10 tys. złotych tytułem zadośćuczynienia — jest to kwota odpowiednia z punktu widzenia dolegliwości konsekwencji dla pokrzywdzonej, za które odpowiada pozwany serwis.
Q.E.D.