Czy autor utworu, którego prawa do twórczości zostały bezprawnie naruszone, może liczyć na zadośćuczynienie za naruszenie autorskich praw osobistych tylko pod warunkiem, iż wykaże, że działanie sprawcy polegało równocześnie na naruszeniu dóbr osobistych (choćby prawa do twórczości)? Czy jednak autorskie prawa osobiste podlegają odrębnemu reżimowi od dóbr osobistych — także z konsekwencją dla oceny podstawy roszczeń? I ma marginesie: czy można przyjąć, że twórca, który „kładzie uszy po sobie”, bo boi się konsekwencji podnoszenia roszczeń, wyraził domniemaną zgodę na korzystanie z jego utworu?
wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 19 czerwca 2019 r. (I ACa 720/18)
Regulacja art. 78 ust. 1 pr.aut. nie wiąże powstania roszczenia o zadośćuczynienie po stronie twórcy z odrębnie wyróżnionym dobrem (dobrami osobistymi), mówiąc jedynie o krzywdzie podlegającej wyrównaniu przez przyznanie odpowiedniej sumy pieniężnej — zadośćuczynienia. Tak rozumiany uszczerbek należy łączyć z rzeczywiście istniejącym po stronie pokrzywdzonego dyskomfortem psychicznym pozostającym w adekwatnym związku przyczynowym z dokonanym naruszeniem osobistych praw autorskich do utworu. Decydują o jego powstaniu i rozmiarze negatywne przeżycia tej natury wynikające z naruszenia więzi autora ze swoim dziełem, w tym brakiem lub ograniczeniem jego wpływu na jego aktualną formę i treść z którymi, traktowanymi łącznie identyfikuje się, także w relacjach z podmiotami trzecimi, wobec których utwór jako całość oraz elementy jego struktury stanowią również o jego umiejętnościach i profesjonalnych kwalifikacjach, współdecydujących o wizerunku autora i sposobie jego odbierania w stosunkach zewnętrznych.
Orzeczenie dotyczyło roszczeń twórcy oprogramowania — byłego funkcjonariusza policji pracującego m.in. jako administrator sieci informatycznej — przeciwko jednej z Komend Wojewódzkich Policji, która bez zgody twórcy korzystała z oprogramowania komputerowego jego autorstwa. Do sądu trafił pozew, w którym twórca zażądał m.in. odszkodowania w wysokości 1,5 mln złotych (jako trzykrotności należnego wynagrodzenia) i kwoty 200 tys. złotych jako zadośćuczynienie za naruszenie autorskich praw osobistych, a także wynagrodzenia za świadczenie usług serwisowych.
W ocenie pozwanej sporny system nie stanowił utworu w rozumieniu art. 1 ust. 1 pr.aut., a nawet jeśli, to został wykonany w ramach stosunku pracy i obowiązków służbowych, co oznacza, że prawa autorskie przysługują policji. Co więcej powód nie był jedynym twórcą oprogramowania, a przy jego opracowywaniu podlegał kierownictwu innych funkcjonariuszy, zaś żądania są albo przedawnione, albo nieaktualne (bo systemu już nikt nie używa).
(Pozostawione w uzasadnieniu okruszki mówią, że w pierwszej instancji był to wyrok SO w Kielcach z 16 kwietnia 2018 r. sygn. akt I C 919/14 — więc chyba już wiadomo, która to KWP była pozwana w sprawie.)
art. 74 ust. 3 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Prawa majątkowe do programu komputerowego stworzonego przez pracownika w wyniku wykonywania obowiązków ze stosunku pracy przysługują pracodawcy, o ile umowa nie stanowi inaczej.
Sąd I instancji stwierdził, że pomysłodawcą utworzenia „bazy danych umożliwiającej elektroniczne ewidencjonowanie przebiegu służby jednostek terenowych garnizonu” był inny funkcjonariusz, jednak ze względu na brak umiejętności programistycznych do zespołu wciągnięto powoda, którego cała praca wykraczała poza zakres obowiązków służbowych (wszelkie prace wykonywał poza godzinami pracy, bez dodatkowego wynagrodzenia, nie przeniósł też na policję praw autorskich do utworu ani też nie udzielił licencji na korzystanie z systemu) — taka sytuacja była w pełni aprobowana przez przełożonych.
Wdrażany stopniowo w latach 2006-11 system okazał się takim sukcesem, że już na początku był udostępniany innym jednostkom policji, przy czym komendant KWP nie zwracał się do autora o zgodę na takie udostępnienie, ten zaś (znając zasady podległości służbowej) nie sprzeciwiał się tej praktyce. Rychło jednak KGP zauważyła (w notatce służbowej), że policjant jest jedyną osobą, która zajmuje się utrzymywaniem systemu na skalę kraju (co uznano za oczywiste ryzyko), zatem podjęto rozmowy dotyczące odkupienia praw autorskich (w ramach tego porozumienia policjant-informatyk miał przejść do KGP; kilka miesięcy później policja zerwała rozmowy).
W tym momencie funkcjonariusz zwrócił się do komendantów wojewódzkich policji z wnioskiem o zawarcie umowy na wykorzystywanie jego programu (przy logowaniu zaczął pojawiać się komunikat „brak licencji na użytkowanie systemu — system zostanie wyłączony”) — jednak KGP zakazała zawierania umów licencyjnych, więc poszczególne KWP zaczęły podpisywać bezpośrednio umowę serwisową (za wynagrodzenie 1 tys. złotych miesięcznie, które powód traktował jako opłatę licencyjną) — ale dwie jednostki (KSP oraz pozwana Komenda Wojewódzka Policji) odmówiła podpisania jakiejkolwiek umowy.
W świetle tych okoliczności ustalono, że sporny system komputerowy stanowił utwór w rozumieniu ustawy o prawie autorskim (art. 74 ust. 1 pr.aut.), zaś powód (który nadal dysponuje jego kodem źródłowym) jest jedynym autorem oprogramowania. Oceny tej nie zmienia fakt, że powód wykonywał prace programistyczne pod zwierzchnictwem służbowym innego policjanta, a potwierdzają to m.in. pisma KGP. Oznacza to, że utwór nie powstał w ramach relacji pracowniczych (art. 74 ust. 3 pr.aut.), ponieważ jego wykonanie nie nastąpiło w związku z wykonywaniem obowiązków służbowych przez pracownika, zaś charakteru pracowniczego nie nabrał ani przez fakt tolerowania udostępniania oprogramowania innym jednostkom policji, ani przez to, że powód brał udział we wdrożeniach.
Stwierdziwszy, że pozwana KWP bezprawnie eksploatowała utwór, do którego nie miała żadnych praw, sąd zadecydował o przyznaniu policjantowi-programiście zryczałtowanego odszkodowania, którego wysokość wyliczono jako iloczyn kwoty 1 tys. złotych za każdy z 54 miesięcy stanu naruszenia (łącznie 108 tys. złotych).
Sąd odmówił jednak zasądzenia odrębnego wynagrodzenia za usługi serwisowe; zważywszy natomiast, że twórca nie wykazał naruszenia żadnych dóbr osobistych i związanej z tym krzywdy, odmówiono zasądzenia zadośćuczynienia.
Od orzeczenia apelowały obie strony: powód m.in. argumentował, iż pozbawienie dostępu autora do utworu (np. w celu jego modyfikacji i usuwania błędów) stanowi naruszenie dóbr osobistych; w ocenie policji natomiast doszło do udzielenia do skutecznego udzielenia licencji niewyłącznej (art. 60 kc w zw. z art. 67 ust. 1 pr.aut.), co oznacza, że nie można przyjąć, iżby komenda używała systemu bez zgody powoda, roszczenia są tak czy inaczej przedawnione, zaś powoda nie sposób było uznać za jedynego autora utworu.
Sąd II instancji podkreślił, że skoro dowody potwierdzają, że powód nie wykonał systemu komputerowego w ramach swoich obowiązków służbowych, zaś inni funkcjonariusze mieli tylko i wyłącznie „ideę — zamysł” jego utworzenia, to nie sposób podważać ani jego autorstwa, ani oceny, iż utwór nie miał charakteru pracowniczego, zaś pracodawca nie nabył ex lege praw autorskich do oprogramowania (co ciekawe tu sąd odnosi się do art. 12 ust. 1 pr.aut., podczas gdy oczywiście właściwy jest art. 74 ust. 4 pr.aut.). Skoro fakt taki uznała KGP, zaś umowy podpisywały inne jednostki policji, pozwana KWP — która nawet nie uczestniczyła w procesie tworzenia kodu — nie ma podstaw do twierdzenia, że powodowi nie przysługują dochodzone prawa.
Nie ma też wątpliwości, iż policjant nie sprzeciwił się przeciwko dowolnemu zadysponowaniu jego programem ze względu na zależność służbową — jeśli potencjalna zgoda twórcy jest wywołana tylko jego obawami przed konsekwencjami podnoszenia roszczeń (które to obawy ustąpiły po nabyciu uprawnień emerytalnych), to nie mogło dojść do skutecznego udzielenia licencji na korzystanie z utworu. Zaniechanie w dochodzeniu swych uprawnień nie może być traktowane jako domniemana zgoda na zawarcie umowy licencyjnej.
Częściowo skuteczny natomiast okazał się zarzut przedawnienia roszczeń: komenda korzysta bezumownie z systemu od 2009 r., KGP zwodziła powoda do czerwca 2011 r. (toteż można przyjąć, iż powód od tego terminu dowiedział się o szkodzie jako takiej), pozew wpłynął do sądu w 2014 r. — jednak skuteczne przerwanie biegu przedawnienia nastąpiło na skutek wniosku o zawezwanie do próby ugodowej (w 2013 r.). W konsekwencji powód mógł skutecznie dochodzić roszczeń za naruszenie jego praw autorskich od 2010 r. (art. 442(1) par. 1 kc).
W znacznie większym stopniu sąd przyznał rację argumentom powoda. Po pierwsze pozbawienie twórcy możliwości dostępu do aplikacji skutkuje naruszeniem jego autorskich praw osobistych — w przypadku bezprawnego działania wywołującego uszczerbek niemajątkowy (krzywdę) autor może domagać się zadośćuczynienia (art. 78 pr. aut.). Uszczerbek tego rodzaju oczywiście wymaga wykazania istnienia dyskomfortu psychicznego — natomiast nie jest niezbędne przypisanie naruszenia jakiegokolwiek dobra osobistego, albowiem roszczenia wynikające z przepisów prawa autorskiego są roszczeniami odrębnymi od art. 23 kc i art. 24 kc. Skoro zatem powód wykazał, iż ograniczenie to miało wpływ na jego poczucie własnej wartości jako informatyka, to jego roszczenie o zadośćuczynienie za naruszenie autorskich praw osobistych w wysokości 50 tys. złotych jest zasadne.
Uwzględniono także zarzuty dotyczące należności za korzystanie z oprogramowania komputerowego: w świetle faktów powód może domagać się zryczałtowanego (podwójnego) wynagrodzenia za okres od 2010 r. do daty wyrokowania przez sąd I instancji — jednak sąd zauważył, iż w całym tym okresie zakres wykorzystywania programu (a przez to także intensywność naruszenia praw majątkowych) był różny, to dwukrotność należnego wynagrodzenia przysługuje tylko za okres aktywnego korzystania z systemu, zaś za późniejszy czas (kiedy używano go wyłącznie do przeszukiwania danych archiwalnych), nie ma podstaw do podwyższenia należności.
Finalnie sąd zasądził na rzecz powoda tytułem naruszenia autorskich praw majątkowych kwotę 140,9 tys. złotych.