Nie samym winem i górami człowiek żyje, czasem trzeba też coś przeczytać, bo inaczej się udusi w bieżącym sosie… W ostatnim czasie przeczytałem bardzo ciekawą (acz niekoniecznie potoczyście napisaną) książkę Henryka Wereszyckiego „Pod berłem Habsburgów. Zagadnienia narodowościowe”.

Krótko i na temat, wyłapując najciekawsze detale:
- zaczynając od początku: chociaż dziś Austro-Węgry mogą jawić się jako anarchiczny archaizm (duża w tym zasługa Haška, który sportretował ją w dość specyficzny sposób), to jednak współczesnym jawiły się jako całkiem udana forma państwowości — jeszcze nie tak radykalna jak młode republiki, ale przecież daleka od satrapii Romanowów. Stąd np. Palacký miał powiedzieć, że gdyby to państwo nie istniało, to w interesie całej ludzkości należałoby je natychmiast utworzyć;
- stąd serca i umysły ówczesnych działaczy targały spory o charakter ustrojowy C.K. monarchii. Okazuje się bowiem, że zarówno w 1848 r. jak i później (także po 1867 r.) dość silne były tendencje federalistyczne, a nawet konfederacyjne; na federację stawiali głównie Czesi, którzy widzieli państwo podzielone na siedem autonomicznych prowincji;
- prowincje miały być wyodrębnione według kryteriów etnicznych, łatwo policzyć, że w takim państwie dominowaliby oczywiście Słowianie (których było najwięcej nie tylko w całych Austro-Węgrach, ale dominowali nawet w mocno nacjonalistycznie rządzonej Zalitawii) — stąd program ten nazywa się niekiedy austroslawizmem, jego cichym elementem było oderwanie Austrii od germańskiego korzenia;
- te plany spełzły na niczym, po części wskutek oporu Polaków, którzy widzieli w tym ryzyko wzmocnienia wpływów rusińskich, po części za sprawą mniej lub jawnych tarć na dworze Habsburgów — stanęło na centralistycznym dualizmie z wszystkimi jego plusami dodatnimi i plusami ujemnymi. Tym pierwszym był oczywiście olbrzymi jak na ówczesne czasy poziom liberalizmu politycznego; mniej mówi się o wzroście gospodarczym (z naszej perspektywy pamięta się raczej o galicyjskiej biedzie), ale prawdą jest, że Austro-Węgry w końcu XIX wieku były bardzo bogatym państwem, w którym niekiedy istotne urzędy sprawowali przedstawiciele narodów „rządzonych”;
- czasy Austro-Węgierskiej świetności to także okres budzenia się świadomości narodowej ludów poddanych władzy habsburskiej: od Czechów, którzy w dość przebiegły sposób postarali się o odtworzenie češtiny, poprzez łączący południowych Słowian iliryzm, aż do wykluwającego się narodu Słowaków — głównie w poczuciu opozycji do brutalnie sprawujących władzę Madziarów; ciekawe są też akapity pokazujące w jaki sposób Serbowie, wcześniejsza podpora władzy habsburskiej, najpierw odwrócili się od tronu, aby później przerzucić swoje sympatie na Rosję (a poszło o brak wyraźnego wsparcia rewolucji 1804-15, kiedy Wiedeń nie chciał ani wzmocnienia słowiańskiego i rewolucyjnego żywiołu u siebie, a jeszcze bardziej antagonizowania St. Peteresburga);
- ale przecież był to też czas budzenia się narodowej świadomości u Niemców, których państwowości były podzielone w dość skomplikowany sposób; wszakże po rozpadzie Świętego Cesarstwa Rzymskiego powstał Związek Niemiecki o niecodziennym z dzisiejszego punktu widzenia przebiegu granic (przypomnijmy, że pieśń „Deutschland, Deutschland über alles” ma rodowód rewolucyjno-wywrotowy i jako taka przez dłuższy czas była na cenzurowanym) — dość rzec, że proces jednoczenia Niemiec wymagał… wypchnięcia Cesarstwa Austrii (które właśnie wówczas przekształciło się w dwa niezależne państwa złączone wspólnym berłem, armią i polityką zagraniczną — ale o odrębnych rządach, parlamentach i systemach prawnych);
- im bliżej roku 1914 tym jaśniejsze się stawało, że mozaika narodowościowa C.K. staje się dla niej coraz większym obciążeniem, do czego przyczyniła się zadrażniająca polityka władz węgierskich oraz (niewłaściwa z historycznego punktu widzenia) ekspansja na Bałkany, a także oczywiście budzące się poczucie odrębności narodowej (Czechów, Słowaków, Słoweńców, Chorwatów, Rumunów, etc.). Jedną z ostatnich prób ratowania państwa była demokratyzacja wyborów (czteroprzymiotnikowe głosowanie pojawiło się już w 1907 r.), która miała doprowadzić do przerzucenia uwagi mas na walkę o interesy społeczne, zaś solidarność klas stanąć w poprzek narodowym interesom odśrodkowym, jednak plan się o tyle nie udał, że demokratyczne procedury oznaczały także walkę ze szlachtą, która stanowiła podporę tronu w każdej z części monarchii… wybuch Wielkiej Wojny, wbrew nadziejom, nie podbudował miłości do tronu — i wszystko się skończyło tak, jak się skończyło.
O tym już na tutejszych łamach było, ale będzie jeszcze parę razy: czytajcie, bo czytać warto, a książki historyczne mogą dać dużo do myślenia także o tym co dzieje się dziś.