Rzuciły mi się kilka dni temu w oczy słowa redaktora St. Janeckiego, który raczył sobie zakpić, że zapewne po odblokowaniu lasów nie będzie chętnych, bo przecież nikomu nie chodziło o to, żeby tam pójść, lecz tylko o to, żeby móc tam pójść. Red. Janecki oczywiście nie wziął pod uwagę, że zakaz korzystania z „terenów leśnych” cofnięto od poniedziałku, kiedy przeciętny Polak jednak bierze się za pracę (w przeciwieństwie do redaktorów, którzy mogą sobie popierniczyć kiedy chcą) — my jednakże zdecydowaliśmy się rzucić wszystko w cholerę i wyruszyć na niedługą górską przechadzkę już z samego rana 20 kwietnia, ot choćby po to, by uprzedzić rząd, który przecież mógł się pomylić lub zmienić zdanie…
Więc na złość władzy i jej poputczikom pojechaliśmy w Rudawy Janowickie :-)
Rudawy Janowickie, czasem zbiorczo acz dość nieprawidłowo zwane Górami Sokolimi lub Sokolikami, położone są we wschodniej części Sudetów Zachodnich — najczęściej migają za oknami auta jadących z Wrocławia w Karkonosze. Niewybitne, niewysokie (nie przebijają magicznego „tysiączka”), spokojne, przypominały mi swoistą krzyżówkę czeskich Gór Stołowych z Jizerskimi.
No właśnie, migają: o szwendaniu się z psem po górach piszę od kilku lat (wędrujemy z czworonogiem znacznie dłużej), a Rudawy pojawiają się na tutejszych łamach po raz pierwszy! Rzeczywiście, z niejasnych przyczyn przez wiele lat omijaliśmy to pasmo szerokim łukiem (przyznam, że to mój bodajże trzeci wypad w dorosłym życiu) — i chyba sam sobie nie potrafię tego wyjaśnić.
Tymczasem Rudawy Janowickie okazały się oczywiście wspaniałą miejscówką do spokojnego połażenia z psem u nogi. Jasne, pustki na szlaku możemy częściowo przypisywać wiadomej sytuacji; natomiast przyznam, że przykro mi się zrobiło przy schronisku Szwajcarka, któremu nie wolno aktualnie przyjmować na noclegi i karmić w jadalni, ale nie było nawet chętnych przy okienku serwującym na wynos… (Taka dygresja: na rządową blokadę terenów zielonych zwrócił uwagę nawet spotkany leśny skrzat, zaś z wielką radością przywitał nas robotnik pracujący przy drodze („no! wreszcie można sobie pochodzić!”.)
Lubię puste góry, ale nie lubię kiedy pustka wynika z niedorzecznych i niespójnych działań władz.
Wracając ad rem: jak opisać Rudawy Janowickie w pewnym skrócie? Fajne szlaki przez las, a wśród gęstych drzew (momentami mocno przerzedzonych przez drwali, LP nie próżnowały w ostatnich dniach) pojedyncze granitowe skałki (granitowe! nie z piaskowca). Na wielu z nich można się powspinać (Sokoliki to miejscówka tradycyjnie przypisana wspinaczom z Wrocławia), na niektórych natomiast są punkty widokowe, z których można popatrzeć na piękne widoczki. I tak z Lwiej Góry pięknie prezentowały się ośnieżone Karkonosze (natomiast niestety Piec minęliśmy w biegu, chyba rozgrzani dobrym tempem).
Za nami niedługa pętelka z Janowa Wielkiego, przez Zamek Bolczów i Lwią Górę, aż do Szwajcarki. Wycieczka miała być trochę dłuższa — w planach mieliśmy Krzyżną Górę i Sokolika — ale okazało się, że z psiego kolana wychodzą jakieś gwoździe i druty (dwa dni później zostały operacyjnie usunięte, no ale znów czeka nas pewna indywidualna kwarantanna).
Tak czy inaczej już dziś jestem pewien, że niezależnie od tego czy granice zostaną odblokowane, my w Rudawy Janowickie jeszcze nie raz wrócimy, bo wszystko wskazuje, że są tego naprawdę warte.
Dla szukających inspiracji do wyjścia z domu po ogólnopolskiej kwarantannie — Rudawy Janowickie z psem: Janowice Wielkie — Zamek Bolczów — Sucha Góra — Piec — Lwia Góra — schronisko Szwajcarka — Husyckie Skały — schronisko Szwajcarka — powrót na szagę do Janowic Wielkich.