Legislacyjną kontrofensywę czas zacząć: do laski marszałkowskiej wpłynął projekt ustawy przewidującej nakaz oznaczania rosyjskich towarów na sklepowych półkach — poprzez doklejenie flagi Federacji Rosyjskiej (projekt ustawy o zmianie ustawy Prawo przedsiębiorców w związku z rosyjską agresją na Ukrainę).
Propozycja jest krótka i dość lakoniczna, a mianowicie zakłada, iż każdy przedsiębiorca wprowadzający do obrotu wyroby, których producent ma siedzibę w Rosji, będzie miał obowiązek oznaczyć każdy towar naklejką z flagą Federacji Rosyjskiej
art. 21 ust. 1(1) ustawy prawo przedsiębiorców (projekt)
Jeżeli państwem siedziby wytwórcy towaru jest Federacja Rosyjska, przedsiębiorca wprowadzający towar do obrotu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej zamieszcza dodatkowo na tym towarze, a jeżeli towar jest w opakowaniu to na jego opakowaniu, wyraźnie widoczną, w części wyeksponowanej dla konsumenta, grafikę przedstawiającą flagę Federacji Rosyjskiej.
Proste i skuteczne? Pomijając, że czasem może być chyba trudno ustalić siedzibę wytwórcy towaru — czy opony Nokiana, które zostały wyprodukowane w fabryce we Wsiewołożsku, pochodzą od wytwórcy towaru, który ma siedzibę w Rosji? czy wystarczy sprawdzić adres „czapy”, czy będzie trzeba się wgłębiać w lokalną strukturę właścicielską?… Pomijając ryzyko, że rosyjskie firmy raz-dwa przeniosą produkcję do zaprzyjaźnionego państwa, które nie jest objęte restrykcjami (Białoruś może być zbyt oczywista, ale są jeszcze Armenia, Kazachstan, etc.) — proste…
…gorzej przecież, gdyby się okazało, że tych rosyjskich towarów jest tyle na rynku, że w sklepach zaroi się od biało-niebiesko-czerwonej symboliki — co mogłoby być odebrane jako działanie zgoła wprost przeciwne do zamierzeń (projektodawcy piszą, że chodzi o to, by konsument miał możliwość podejmowania „świadomego wyboru celem uniknięcia
ewentualnego, przypadkowego nabycia produktów pochodzących z Federacji Rosyjskiej”, ze skutkiem w postaci uszczuplenia zysków przeznaczanych na machinę wojenną agresora) — ja bym jednak wolał mieć pewność, że wypali bojkot konsumencki…
A na marginesie: czy to już moment, w którym Moskwa powinna myśleć o zmianie nazwy, np. na Kijów? Czy czeka nas casus rodu Sachsen-Coburg-Gotha? (i ja się, co gorsza, wcale nie śmieję…)