Jeszcze nigdy nie było tak, bym przeczytał jakąś książkę w poszukiwaniu kilku interesujących mnie akapitów, rzadko też zdarza się z rozmysłem brnąć w lekturę, która najzwyczajniej nuży mnie i usypia… „Słone łąki. Wybrzeże Morza Północnego” autorstwa Dorthe Nors — to bardziej poezja prozą, niż konkretny reportaż — na tyle mnie usypiały, że byłbym bliski, gdyby nie gorączkowe poszukiwanie tego, com sam na własne oczy widział.
A mianowicie, w pewnym skrócie:
- tytułowe słone łąki to nic innego jak Morze Wattowe: pas wybrzeża Morza Północnego wzdłuż Wysp Fryzyjskich, tak od wschodnich Niderlandów aż po Półwysep Jutlandzki — zjawisko bardziej przyrodnicze, niż geograficzne, na zdjęciach średnio efektowne (to morze może się kojarzyć z jakimiś polami irygacyjnymi), ale zapewniam, że na żywo robi pieruńskie wrażenie;
- autorka jest Dunką, więc solidna część książki mówi o wschodnim wybrzeżu Danii: o erozji, wędrujących wydmach, napierającym wietrze i piachu pożerającym wszystko, co na jego drodze; ten zupełnie inny obszar to zaledwie pas kilku kilometrów od wybrzeża — a poznać go można m.in. po typie tradycyjnego budownictwa (niskie, przysadziste domy mają oprzeć się orkanowi);
- o tym, że wschodnie wybrzeże Morza Północnego uchodzi za jedno z najbardziej niebezpiecznych na świecie: szacuje się, że u brzegów Jutlandii rozbiło się ponad dziesięć tysięcy statków; sęk w tym, że sztorm nieubłaganie pcha wszystko w kierunku lądu, przed żywiołem nie ma gdzie i jak się skryć — a morze pełne jest niebezpiecznych mielizn, wirów, prądów, odpływów;
- o tym, że konsekwencje tych zjawisk to nie tylko zwykła niedogodność, ale też potężne niebezpieczeństwo: do 1978 r. przy klifie Bulbjerg stała skała Skarreklit — aż przełamała się i runęła do morza;
- o tym, że Duńczycy czasem traktowali swoje zachodnie zakątki jak najgorsze kresy, dlatego też tam składowano różne odpady chemiczne (Høfde 42), które do dziś szpecą, trują i rujnują;
- o wyspie Mandø, która choć połączona z lądem, jest też niepokojąco od lądu odizolowana — zdaniem autorki myśl, że zawsze i swobodnie można przejść (na nogach) z Mandø na przykład na Fanø, bywa zwodnicza (por. „Dania (na lajcie)”)
- że tragedią Jutlandii była każda wojna, choćby Dania jej nie prowadziła, a walki nie toczyły się na jej ziemiach: wojna na morzu oznaczała potrzebę budowy okrętów, budowa okrętów oznaczała wycinkę drzew, których korzenie spajają piasek; po latach zaczęto zalesiać niektóre wydmy (kiltplantage), ale często było już za późno;
- o Klitmøller, które z cichej i umierającej wioseczki rybackiej stało się mekką surferów wszelkiej maści (Cold Hawaii): najsamprzód przybyli hippisi, za nimi zaczęli sprowadzać się ci bardziej dziani miłośnicy wiatru i wody, a dziś (byłem, widziałem — można powiedzieć, że nie dało się zaparkować, co w tym kraju jest zasadniczo niemożliwe);
- erozja to także wielkie powodzie: po sztormie w styczniu 1362 roku w Danii i północnych Niemczech zginęły tysiące ludzi, zaś woda pochłonęła całe miasto Rungholt — „Atlantydę Morza Północnego”; to wówczas Sylt stał się wyspą); w 1436 r. trwający czterdzieści dni sztorm z powierzchni Syltu zmył miasto Ejdum,
- ba, w książce znajdziemy nawet ślad historii sporu o Szlezwik i Holsztyn, a to w kontekście rzeki Kongeå, która między 1864 a 1920 rokiem była rzeką graniczną, przez co później stała się granicą między życiem a śmiercią (bo przecież Duńczyk mieszkający na południe od niej mógł zostać wcielony do armii i zginąć za Kajzera — choć sama Dania w Wielkiej Wojnie była neutralna);
- jest też o półwyspie Grenen Skagen, gdzie fale Bałtyku dosłownie rozbijają się o fale Morza Północnego i gdzie można postawić każdą z nóg w innym morzu (i to jest niewątpliwie najciekawsza do pooglądania bałtycka miejscówka);
Podsumowując: mnie „Słone łąki” Dorthe Nors nie zachwyciły — za dużo tam wzdychania do samej siebie — w przeciwieństwie do sporadycznie opisywanych miejscówek, które są świetne (więc pewnie kiedyś tam wrócimy ;-)
(Dorthe Nors, „Słone łąki. Wybrzeże Morza Północnego”, (’En linje i verden’), tłum. Elżbieta Frątczak-Nowotny, wyd. Czarne, na papierze 184 str.; fot. Magdalena Rudak & Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)