motto na nowy tydzień: „Informujemy, że poprzez brak reakcji pracowników serwisu forum można domniemywać, iż działali w zamiarze ewentualnego popełnienia czynu pomówienia, ponieważ w takim przypadku można wykazać, iż uruchamiając serwis co najmniej przewidywano, że jego użytkownicy będą dopuszczali się tego czynu, a pracownicy serwisu godzili się z tym faktem.”
Jednym z nowszych biznesów, który objawił się ostatnio na pograniczu prawa, mediów (zwłaszcza tych tzw. „społecznościowych”) i piaru, jest zawodowe dbanie o reputację w sieci. Nie, nie o własną reputację: o reputację zleceniodawców, którzy ponoć płacą za to niezłą kasę.
Z taką działalnością spotykam się, najczęściej „od drugiej strony”, od kilkunastu miesięcy. Po pierwszej fali — wybitnych patałachów, dla których zlepek na chybił-trafił rzuconych fraz „naruszenie-zniesławienie-wezwanie-zawiadomienie” miał załatwiać wszystko — przyszła fala druga, a w niej przedsiębiorstwa zdecydowanie lepiej przygotowane, nawet jeśli nie od strony merytorycznej, to na pewno stwarzające takie wrażenie.
Na szczególną uwagę zasługuje częstochowska spółka Sliced Onion sp. z o.o., której serwis pt. „Apostołowie Opinii” (nie będzie linków, ale przecież każdy chętny łatwo sobie poradzi) odznaczył się na rynku chyba na tyle wyraźnie, że warto poświęcić jego analizie parę zdań.
Czym są „Apostołowie Opinii”? Jako rzekło się powyżej: to mogąca zrobić wrażenie zbitka haseł z pogranicza prawa i PR, uformowana w zgrabne „produkty” obejmujące usługi z zakresu kontrolowania opinii w internecie na swój temat. W ramach kilku pakietów (o zgrabnych nazwach Pakiet Plus, Cleaning, Monitoring Wirtualnej Reputacji i Kompleksowy Audyt Wizerunku) można sobie zażyczyć praktycznie wszystko, od przeglądu tego, co w internecie pisze się o zleceniodawcy, poprzez możliwość usunięcia szkalujących opinii, aż po audyt wizerunku marki i doradztwo w zakresie wizerunku. Po pomyślnej realizacji zlecenia można się spodziewać wyników, które — każdy wie, że fałszywa skromność nie przystoi w dzisiejszych czasach — sprawiły, iż „W ciągu kilkunastu dni zespół prawny Apostołowie Opinii usunął około 85% wpisów bez długotrwałych rozpraw sądowych, a artykuł w gazecie zatonął w wyszukiwarce Google poza pierwsze 30 wyświetlanych stron” (stosowanie „odwrotnego SEO” nie jest zakazane, więc proszę bardzo), albo opisanych nieco bardziej lakonicznie:
zrzut ekranu ze strony Apostołowie Opinii |
Dodatkowo interes obudowany jest fajnymi auto-sugestiami rozpowszechnianymi tu czy tam, bo przecież wiadomo, że nie ma to jak rekomendacja oparta na marketingu szeptanym:
„Doszedłem do wniosku że jesli mam juz wybierać jakąs opcje poprawy wizerunku to wolę usunąć całkowicie takie komentarze, więc zadzwoniłem sam do tej Pani od usuwania. Cena nie była zachwycająca ale biorąc pod uwage że google skumulowało opinie na temat mojej firmy na pierwsze 5 wyników wyszukiwania nie mialem już chyba innego wyjścia. Nową ofertę dostałem zdaje się w tym samym dniu. Dzień później wysłali do mnie umowę do podpisania. Efekt przerósł moje oczekiwania. Wydałem…niespełna 2 tys. w dwóch ratach. Całość działań trwała trochę ponad miesiąc. Od tamtej pory mam spokój i już widzę ( po 2 miesiącach) że klienci zaczynają wracać.” (cytat za forum-prawne.pl, nie mylić z ForumPrawne.org).
Nie mam pojęcia jak ten biznes działa od zaplecza — dwa tysiące to straszna kasa za takie rzeczy, ale przynajmniej jest za co poszaleć — jednak kilka razy miałem sposobność spotkać się z efektami ich pracy właśnie od strony adresatów sążnistych wezwań. Najczęściej odbiorcami tychże wezwań są administratorzy serwisów internetowych, których użytkownicy dzielą się poglądami o różnych zjawiskach — przede wszystkim for internetowych oraz serwisów, w których użytkownik może komentować jakiś tekst redakcyjny.
W takich przypadkach ewangelizacja przez Apostołów Opinii opiera się głównie na sążnistych pismach sporządzonych od szablonu (te, które widziałem, miały przede wszystkim postać 5-7 stronicowych plików PDF) będących swoistą żonglerką dość dowolnie traktowanych przepisów prawa, swobodnie przytaczanych cytatów dowodzących dopuszczenia się inkryminowanego naruszenia oraz informacji o ryzyku prawnym spoczywającym na odbiorcy pisma, który nie zareaguje na żądania.
W części prawnej rzecz jasna największy nacisk stawiany jest na mój „ulubiony” art. 212 kk, bo przecież nie ma to jak sankcja karna. Z kodeksu cywilnego oczywiście jest art. 23, bo mowa o naruszeniu dóbr osobistych. Jest też coś o skutkach owego wezwania — co ma oznaczać, że skoro teraz adresat już wie, że rozpowszechnia bezprawne dane, to nie wymiga się od odpowiedzialności — oraz arcykarkołomny wywód, którym pozwoliłem sobie otworzyć dzisiejszy tekst.
Tutaj oczywiście mam najwięcej pretensji do Apostołów Opinii, a szczególnie do usługodawców, którzy — nie bacząc na przepisy prawa — całkowicie niepotrzebnie najczęściej kładą uszy po sobie widząc parę stron zapisanych drobnym maczkiem. Sęk w tym, że większość tego ich szablonu wygląda jakby była przeznaczona dla klientów — płacąc faktury po 2000 złotych też chciałbym widzieć, że zleceniobiorca się stara… — natomiast brak w tym jest głębszego przemyślenia zagadnienia, metody, konsekwencji.
Słabą stroną tych wezwań w szczególności jest brak zrozumienia dla (sygnalizowanego pobocznie w treści) art. 14 ust. 1 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. To przecież nie jest przepis o odpowiedzialności usługodawców! — to raczej norma o zwolnieniu z tejże, a przecież nawet jako taki wyraźnie zastrzega, że zwolnić się z powołaniem normy można tylko w odniesieniu do danych bezprawnych — bo w przypadku treści zgodnych z prawem nie ma kogo i za co zwalniać z jakiejkolwiek odpowiedzialności, prawda?
Apostołowie Opinii tego nie dostrzegają, hurtowo przesyłając wezwania, w których przytaczane są opinie stuprocentowo zgodne z prawem, ponieważ nie jest bezprawne wygłaszanie i rozpowszechnianie krytycznych opinii wobec przedsiębiorców (jak widać nie dla każdego jest oczywiste, że nie każda krytyka jest bezprawna, a to dlatego, że także taki przejaw aktywności korzysta z ochrony jako przejaw wolności słowa). Mało tego: lektura art. 14 ust. 1 UoŚUDE wskazuje wyraźnie, iż ustawodawca uzależnił ewentualną odpowiedzialność usługodawcy od reakcji na „uzyskaną wiarygodną wiadomość” o bezprawnym charakterze danych; piszę o tym od lat: wiadomość musi być wiarygodna, a zatem:
- usługodawca ma prawo (a nawet powinność, skoro z usługobiorcą wiąże go stosunek prawny wynikający ze świadczonej usługi) oceny wiarygodności wiadomości;
- w przypadku braku tejże wiarygodności usługodawca ma prawo (obowiązek?) odmówić żądaniu;
- zaś w ocenie wiarygodności powiem, że moim zdaniem nie będzie wiarygodnym żądanie oparte na fałszywych przesłankach, wprowadzające w błąd adresata (np. wskazujące stuprocentowo prawidłowe dane), albo zmierzające do ukrócenia dyskusji publicznej poświęconej różnym problemom (jakości sprzedawanych butów i sera, sposobowi świadczenia usług przez mechaników samochodowych, etc. etc.).
Tymczasem Apostołowie Opinii — ale od razu mówię, że nie tylko oni, to grzech popełniany przez znakomitą większość, zdarza się to nawet radcom prawnym i adwokatom — jadą po całości: jeśli krytyczny post złożony jest z 35 słów, z czego dwa to niepotrzebny wulgaryzm — żąda się usunięcia całego posta (tymczasem bezprawny charakter przypisać można co najwyżej temu bluzgowi); jeśli w wątku, w którym mamy 35 opinii można przypisać (częściową albo nawet całkowitą bezprawność) 1/3 całości — proszą o usunięcie wątku w całości. W mojej ocenie takie działanie jest de facto kontrproduktywne, bo jeśli ktoś się krytycznie zastanowi nad sensownością wezwania — a mnie się tym bardziej chce zastanawiać, im dłuższy dokument i bardziej najeżony „art. 212 kk” i „art. 23 kc” dostaję przed oczy — to się okazuje, że nawet jeśli usługodawca by chciał mieć spokój, to mu nie wolno…
A na zakończenie dwa zdania o cytacie, którym otworzyłem dzisiejszy tekst; pozwolę go sobie przepisać jeszcze raz:
„Informujemy, że poprzez brak reakcji pracowników serwisu forum można domniemywać, iż działali w zamiarze ewentualnego popełnienia czynu pomówienia, ponieważ w takim przypadku można wykazać, iż uruchamiając serwis co najmniej przewidywano, że jego użytkownicy będą dopuszczali się tego czynu, a pracownicy serwisu godzili się z tym faktem.”
To zdanie wygląda jak majstersztyk, ale… nim nie jest. Wynikać ma z niego możliwość postawienia usługodawcy (a nawet pracownikom serwisu forum!) zarzutu przestępstwa pomówienia z winy umyślnej (sic!), tylko dlatego, że „można wykazać” (to ciekawe założenie: ja tu raczej widzę domniemanie), iż użytkownicy forum internetowego będą pisać tam rzeczy, które Apostołowie Opinii uznają za bezprawne, na co nawet usługodawca się godził. Słowem: skoro nie usuwam treści przedstawionych w (niewiarygodnych i niejasnych) wezwaniach kierowanych przez Apostołów, to robi się dla nich jasne, że od początku o to chodziło, więc też powinienem odpowiadać karnie za pomówienie.
Dla mnie to zdanie jest logiczną hucpą i samo w sobie stanowi pomówienie, dlatego w przypadku korespondencji tego rodzaju zawsze zalecam:
- czytać dokładnie i krytycznie, pamiętać o znaczeniu wolności słowa, które nie jest „wyżej” niż dobra osobiste osób, ale też i nie jest niżej — to temat na dłuższe pewnie nawet opracowanie, ale choćby z powołaniem się na konstytucyjną godność człowieka jako prawo praw trzeba pamiętać, że możliwość korzystania z dobrodziejstw wolność słowa też wynika z godności ludzkiej;
- usuwać treści zdecydowanie bezprawne, czyli wulgaryzmy, niejasne i bełkotliwe zarzuty — wbrew pozorom odróżnić rzetelną krytykę wynikającą z prawdziwie negatywnych doznań od dorabiania komuś gęby nie jest strasznie trudno;
- szanować prawo do konstruktywnej krytyki — tworząc jakikolwiek opiniotwórczy serwis internetowy (nawet jeśli ma to być tylko forum miłośników butów i butonierek) budujemy także własną reputację, która musi opierać się na szacunku dla swoich użytkowników;
- nie pozwolić sobie dmuchać w kaszę specom od biznesowego poprawiania wizerunku i obrabiania pamięci internetowej — zawsze można im wyjaśnić, że zleceniodawcy powinni pamiętać, że nikt tak nie zadba o ich reputację jak zadowolony klient, którego nie robi się w balona — sprawdzi się tu pamięć, że dla owych czyścicieli internetowej reputacji jest to tylko biznes, tak samo dobry jak każdy inny (jutro mogą czyścić okna i samochody, a pojutrze tworzyć kampanie marketingowe oparte na szeptance w internecie).
A najważniejsze to nie dać się zwariować! Nie każdy artykuł i paragraf ma sens, nie każdy „dział prawny” jest sprawny, nie każde wezwanie jest warte więcej niż papier, na którym zostało ono sporządzone.