Na początku wakacji sygnalizowałem, że Trybunał Konstytucyjny bierze na wokandę przepis kodeksu wykroczeń penalizujący demonstracyjne okazywanie lekceważenia Narodowi Polskiemu, Rzeczypospolitej Polskiej lub jej konstytucyjnym organom (K 28/13). Sprawa miała lekki poślizg ale oto wczoraj (21 września 2015 r.) zapadł wyrok: art. 49 par. 1 kodeksu wykroczeń nie narusza konstytucji (jest zgodny z art. 54 ust. 1 w związku z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP oraz art. 10 EKPCz).
Z komunikatu prasowego po rozprawie możemy się dowiedzieć, że zdaniem TK przepis jest
konieczny dla zapewnienia należnego poszanowania Narodowi Polskiemu, Rzeczypospolitej Polskiej, a także jej konstytucyjnym organom, a więc podmiotom o najwyższym — z woli ustrojodawcy — konstytucyjnym znaczeniu. Służy to zachowaniu porządku publicznego, zapewniającego minimalny poziom uwzględniania interesu publicznego, w którym mieści się pozytywny stosunek do wymienionych w przepisie podmiotów, bo obniżanie ich prestiżu zmniejsza stopień identyfikacji obywateli z państwem i godzi w Rzeczpospolitą Polską – dobro wspólne wszystkich obywateli.
Nie można przy tym powiedzieć jaki jest zakres regulacji: pojęcia są jasne i jednoznaczne, a zwłaszcza wiadomo czym jest „lekceważenie” („oznacza uzewnętrznianie braku szacunku dla określonego podmiotu, albo też pogardliwe jego traktowanie”), jak postrzegać „demonstracyjność” takiego działania („sprowadza się do manifestacyjności, ostentacyjności zachowania”) oraz czym jest „miejsce publiczne” („miejsce, do którego nieograniczony dostęp ma nieokreślona liczba ludzi, również za okazaniem biletu czy karty wstępu”).
I chociaż wolność słowa jest wartością chronioną konstytucyjnie, także w zakresie wolności wyrażania poglądów obraźliwych, szokujących lub wprowadzających niepokój w państwie lub części społeczeństwa, to jednak ustawodawca powinien stworzyć ład prawny pozwalający na „względnie spokojną koegzystencję jednostek różniących się pomiędzy sobą”.
Demonstracyjne okazywanie lekceważenia może natomiast sprowadzić debatę do poziomu ad personam, w których nie da się zastosować kryteriów prawdy i fałszu — natomiast w miejsce oceny funkcjonowania podmiotów i ich krytyki pojawią się elementy obraźliwe i poniżające. Takie zachowanie zdaniem Trybunału Konstytucyjnego nie mieści się w granicach wolności słowa, zatem regulacja, która ma na celu „przeciwdziałanie zastępowaniu w debacie publicznej argumentów merytorycznych, wypowiedziami lekceważącymi” nie wpływa hamująco na rzeczową krytykę organów państwa i nie ogranicza praw i wolności człowieka i obywatela.
Stąd też
Trybunał Konstytucyjny uznał, że art. 49 par. 1 kw nieznacznie ogranicza wolność słowa, eliminując tylko przejawy jej nadużywania w miejscach publicznych i to jedynie w odniesieniu do podmiotów najistotniejszych z konstytucyjnego punktu widzenia. Nie krępuje jednak owej wolności w sposób uniemożliwiający wydawanie ocen, ferowanie opinii, czy wręcz krytykę owych podmiotów, a zatem nie tłumi debaty publicznej, która może i powinna toczyć się w sposób wolny od demonstracyjnie okazywanego w miejscach publicznych lekceważenia. Zdaniem TK, istota wolności słowa nie została naruszona, a wprowadzone ograniczenie, uzasadnione przesłanką porządku publicznego, nie narusza zasady proporcjonalności.
Natomiast z racji ciężaru gatunkowego czynu — znieważenie jako czyn poważniejszy jest w kodeksie karnym — demonstracyjne okazywanie lekceważenia jest li tylko wykroczeniem, przy czym sankcja w postaci aresztu (zdaniem TK) stosowana jest niezmiernie rzadko.
Prawdę mówiąc wyrok jaki jest, każdy widzi — chyba nie wymaga głębszych komentarzy. Trybunał najwyraźniej miał gorszy dzień (co wpasuje się w ogólną linię orzeczniczą). Nawet jeśli uznać racjonalność wywodów o tym, że wolność słowa nie ma nieograniczonego charakteru, to nie sposób się zgodzić z poglądem, że musi to wiązać się z akceptacją przepisów sankcjonujących tego rodzaju zachowania.
Szkoda także, że TK dał się wmanewrować w rozważania o prawdzie-i-fałszu — jakby tylko takie wypowiedzi zasługiwały na pełną ochronę prawną (a przecież są normy, które penalizują nawet prawdziwe wypowiedzi). Jakby na to nie patrzeć możliwość oceny — nawet ostrej oceny — działań organów państwa jest jednym z fundamentów swobodnego społeczeństwa, które nie boi się głośno i publicznie krytykować władz (a nawet wartości wyższych hierarchicznie).
Zwłaszcza, że nie jest prosto powiedzieć co to właściwie oznacza „demonstracyjnie” coś okazywać — czy pisanie nieprawomyślnych rzeczy w blogu już wystarczy? Bałbym się państwa, które faktycznie miałoby oręż w postaci możliwości wtrącenia do aresztu każdego, kto w nieładny sposób będzie się o nim wypowiadał…