Czasem mam nieodparte wrażenie, że dla wielu „poradców prawnych” frazą-kluczem do uchylenia się od konsekwencji złożenia jakiegoś oświadczenia woli jest powołanie się na błąd. Dzisiejszy odcinek oparty jest na przykładzie dość drastycznym — wypadek kolejowy, na szczęście bez ofiar w ludziach — ale teza brzmi następująco: czy powołując się na błąd można uchylić się od skutków przyjęcia odpowiedzialności za wypadek? (wyrok Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu z 13 lutego 2015 r. (sygn. akt I ACa 1621/14).
Pozwani (wspólnicy spółki cywilnej) zobowiązali się do wykonania dokumentacji projektowej i robót budowlanych związanych z kompleksową rewitalizacją linii kolejowej. W ramach inwestycji wynajęli pociąg przeznaczony do wymiany torów. W umowie zastrzeżono, iż stary tor będzie zabezpieczany przez pozwanych poprzez stosowanie odpowiednich śrub.
Niestety po rozpoczęciu prac doszło do wyboczenia torów, wskutek czego wynajęta lokomotywa wykoleiła się i uległa uszkodzeniu. Wstępnie jako przyczynę wypadku określono brak stosowania wymaganych zabezpieczeń (taka też była treść notatki powypadkowej). Jednak komisja badająca wypadek po kilku tygodniach oceniła, że tory zdeformowały się wskutek wysokiej temperatury panującej tego dnia. Na tej podstawie sporządzono protokół, w którym stwierdzono, że żadna ze stron nie ponosi winy za wypadek, ale właściciel lokomotywy wycenił swe szkody na 85 tys. złotych, za co miał płacić ubezpieczyciel.
Lokomotywa została naprawiona, a następnie jej właściciel wystawił pozwanym fakturę, która została zwrócona, bo zdaniem pozwanych poszczególne pozycje powinny być rozbite na odrębne faktury — a w dodatku poszkodowani powinni zwrócić się z żądaniem naprawienia szkody do ubezpieczyciela pozwanych.
Teraz nastąpił ping-pong wzajemnych pism: powodowie napisali, że fakt posiadania ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej nie zwalnia pozwanych od odpowiedzialności oraz nie obliguje strony powodowej do dochodzenia roszczeń bezpośrednio od ubezpieczyciela — pozwani, że skoro z protokołu wynika, że nie ponoszą winy, to właściciel może dochodzić odszkodowania od swojego ubezpieczyciela — więc najemca uchylił się od skutków złożonego oświadczenia woli (notatki powypadkowej) powołując się na błędne przekonanie, że wykolejenie nastąpiło wskutek ich niedociągnięcia.
Aż sprawa trafiła do sądu, który prawomocnie uwzględnił roszczenie właściciela lokomotywy. Pozwani ponoszą odpowiedzialność za skutki wykolejenia pociągu, ponieważ podczas prac nie zabezpieczyli torów w sposób prawidłowy (do czego zobowiązali się w umowie) biorąc pod uwagę ich stan techniczny oraz panującą temperaturę. Sumarycznie ich odpowiedzialność opiera się na zbiegu odpowiedzialności deliktowej (jako samoistny posiadacz pojazdu, art. 436 kc) i odpowiedzialności kontraktowej (jako strona umowy, która nie wykonała jej w sposób prawidłowy, wyrządzając szkodę, art. 471 kc).
Bezskuteczne okazało się też powołanie się na błąd dotyczący notatki po wypadku — błąd wynikał z niestaranności w ustaleniu przyczyny powstania szkody, a przecież profesjonalny podmiot wykonawca zachować szczególną staranność w ochronie własnych interesów. Konsekwencji takiej niestaranności nie można przerzucać na kontrahenta, któremu podpisało się dokument, w którym przyjęło na siebie winę za szkodę.
Sąd skonstatował także, że notatka powypadkowa nie stanowiła oświadczenia woli, zatem nie można było się uchylić od jej skutków — a w dodatku, skoro pozwany broni się, że błąd związany był z mylnym wyobrażeniem o przyczynie wykolejenia lokomotywy (o omyłce dowiedział się po ustaleniach komisji wypadkowej), to błąd taki dotyczyłby sfery motywacji, a nie treści i prawnego znaczenia oświadczenia (tzw. błąd co do pobudki), wobec czego nie byłby objęty zakresem zastosowania art. 84 kc.
Jak widać stara zasada tisze jediesz, dalsze budiesz sprawdza się także w kolejnictwie — o czym zawsze warto pamiętać.