Skończył się melodramat, zaczyna tragifarsa — tak bym chyba skwitował informacje o okolicznościach odejścia z pracy radcy prawnego Lucjana Jarzyńskiego, nowego szefa działu prawnego Polskiego Radia („Były szef wydziału prawnego Polskiego Radia: zarząd zlecał mi prywatne sprawy, straszenie procesem nieprofesjonalne”).
Po lekturze tekstu w (zwykle dobrze poinformowanych) „Wirtualnych Mediach” nasuwają mi się na myśl następujące uwagi:
- zwolnieni z pracy dziennikarze Trójki zwracają uwagę, że to właśnie mec. Jarzyński wręczał im (być może naruszające prawo) wypowiedzenia — a teraz skarży się na bezprawie i mobbing — na co zainteresowany odpowiada, że „faktem jest, że to ja wręczałem Panu wypowiedzenie umowy o pracę, ale jak doskonale Pan wie, działałem jako pełnomocnik Zarządu Polskiego Radia S.A. i doskonale Pan wie, że pełnomocnik wykonuje tylko polecenia mocodawcy w zakresie umocowania, czyli w tym przypadku było to polecenie Pani Barbary Stanisławczyk-Żyły — Prezesa Zarządu Polskiego Radia S.A., która ponosi za ten czyn pełną odpowiedzialność prawną i moralną”;
- to oczywiście nie do końca jest prawdą — owszem, odpowiedzialność prawną za skutki rozwiązania umowy o pracę ponosi pracodawca — natomiast nie rozumiem jakim cudem można „wręczać” wypowiedzenie „jako pełnomocnik” pracodawcy: do wręczenia (podania) dokumentu nie potrzeba pełnomocnictwa, bo jeśli kwit podpisuje pracodawca lub osoba dokonująca za pracodawcę czynności z zakresu prawa pracy („Kto to jest pracodawca i czy to pracodawca musi być przełożonym pracownika?”), to „wręczający” jest po prostu posłańcem;
- co innego jeśli rzeczywiście było to pełnomocnictwo, a zatem pod rozwiązaniem umowy o pracę dziennikarzy jest podpis r.pr. Jarzyńskiego — wówczas nie dość, że rzeczywiście można mówić o pełnomocnictwie, a w dodatku — skoro mówi to prawnik — przypuszczać należy, że treść wypowiedzenia lub dyscyplinarki formułował ów prawnik — którego powinnością jest „wykonywać czynności zawodowe rzetelnie i uczciwie, zgodnie z prawem” (art. 6 Kodeksu Etyki Radców Prawnych);
- ba, w rozeznaniu się w sytuacji wcale nie pomaga wypowiedź dla Wirtualnych Mediów: „(…) decyzje zostały podjęte przez zarząd Polskiego Radia S.A. jako osoby prawnej, a mnie kazano wykonać je jako pełnomocnikowi. Mogłem odmówić wykonania tego obowiązku, ale prawdopodobnie wiązałoby się to z utratą przeze mnie zatrudnienia” — „kazano wykonać jako pełnomocnikowi” vs. „wyrażone przez kogokolwiek polecenia, ograniczające niezależność sugestie czy wskazówki, nie mogą wpływać na prezentowane przez niego stanowisko w sprawie” (art. 7 ust. 2 KIRP);
- słowem: albo radca prawny nosił papiery przygotowane przez kogoś innego (i przez przypadek nazwano to pełnomocnictwem), albo służył w sprawie poradą, sporządził dokumenty, przyjął pełnomocnictwo i złożył w imieniu pracodawcy określone oświadczenia woli — tertium non datur;
- jestem prawnikiem, nie jestem radcą prawnym, zdarzyło mi się pisywać różne dokumenty, od kilku lat jestem prokurentem w spółkach prawa handlowego — nigdy nie przyszłoby mi do głowy aż tak robić gębę z cholewy — a tym bardziej skarżyć się, że gdybym czegoś nie zrobił, prawdopodobnie wyleciałbym z roboty (sic!);
- tragifarsą jest rozpowiadanie o tym, że jakieś osoby z zarządu Polskiego Radia powierzały mu swoje prywatne sprawy „co było wykorzystaniem mojego stanowiska służbowego” — jeśli radca prawny chce dowieść, że wykonywał czynności, za które klient nie płacił (uważając, że rozliczy to wynagrodzenie od spółki), to może skarbówka się ucieszy — ale czy zdanie „posiadam materialne dowody w tym zakresie: korespondencję z panią prezes i członkiem zarządu z wykonania tych zleceń, w jednym przypadku pełnomocnictwo” aby nie oznacza, że tajemnica zawodowa skrzeczy? („Radca prawny jest obowiązany zachować w tajemnicy wszystko, o czym dowiedział się w związku z udzieleniem pomocy prawnej”, art. 3 ust. 3 ustawy o radcach prawnych).
Co ciekawe z opublikowanego tekstu wynika, że to trzecia zmiana na tym stanowisku w Polskim Radiu w ostatnim roku — i to chyba też dużo tłumaczy.