Z salonów już jakiś czas temu wyjechały pierwsze egzemplarze Dacii Duster 2, nam udało się przejechać jedną z ostatnich sztuk poprzedniej wersji 5000 kilometrów (a w chwili kiedy czytacie te słowa, nawijamy kolejne pięćset) — to chyba dobry moment, by poszukać odpowiedzi na kilka sakramenckich pytań: czy lepsza młoda Rumunka (z francuskimi i japońskimi genami), czy stara Niemka? czy Dacia Duster jest naprawdę tak fatalna, jak ją malują? i wreszcie: czy warto kupić tanie auto na wertepy?
Na początek garść cyferek, czyli podstawowe dane techniczne testowanej Dacii Duster w wersji Laureate: nadwozie typu SUV (a może crossover?) o długości 4315 mm i wysokości 1695 mm (wraz ze słusznego rozmiaru relingami), rozstaw osi 2674 mm; prześwit 205 mm, kąt natarcia ok. 30 st., kąt zejścia ok. 35 st.; silnik benzynowy wolnossący 1,6 SCe (produkcji Nissana) o pojemności 1598 ccm, moc 114 KM / 5500 obr., maksymalny moment obrotowy 156 Nm / 4000 obr., prędkość maksymalna 170 km/h; napęd na oś przednią (2WD), ogumienie 215/65 R16; bagażnik o pojemności 475 dm3 (wg normy ISO 3832), masa własna 1201 kg.
Z bajerów: płyta aluminiowa o grubości 6 mm chroniąca silnik i miskę olejową, zestaw chlapaczy oraz zestaw plastików na błotniki i drzwi; w środku — toć auto będzie się taplało tu i tam, my także rzadko wracamy ze szlaku odprasowani — gumowe kuwetki (tak pod nogami, jak w bagażniku). Teraz auto jeździ na oponach Michelin Latitude Tour HP (na obręczach aluminiowych), zimą były to Uniroyal MS Plus 77 (na naprawdę ładnych felgach stalowych).
Czytaliście lub oglądaliście kiedyś jakiś test Dacii Duster? Ja owszem, dzięki czemu najlepiej zapamiętałem, że do podstawowych cech tego auta należy: (i) niepewne prowadzenie, (ii) bujające się zawieszenie (dobrze pamiętam te „lusterka szorujące o asfalt przy zakręcie”), (iii) nieznośny hałas przy wyższych prędkościach (hałas ponoć ma być cały czas, a na trasie jest nie do wytrzymania), (iv) makabrycznie niewygodne fotele, (v) tandetne plastiki (tu klasyka, czyli filmik z testerem masującym kokpit auta), (vi) hacząca skrzynia biegów, która równie łatwo wrzuci nie ten bieg co trzeba, (vii) zerowy lub ujemny prestiż. Słowem: w pojeździe dla biedoty musi być widać i czuć niską cenę, bo przecież nie po to Renault wymyślił na nowo markę Dacia, żeby podgryzać inne auta na „F”.
Takie opinie mogą wzbudzić obawy, jednak po jeździe próbnej (obejmującej i drogę strasznie rozpieprzoną — skoro kupuje się auto na wertepy, to trzeba zaliczyć jakieś wyboje, i fragment ekspresówki S8) w końcu ubiegłego roku zdecydowaliśmy się na ryzyko wyrobienia własnej oceny.
A skoro Dacia Duster to szansa na najtańszy i całkiem efektywny napęd na cztery koła… chwilę biłem się z myślami nad taką wersją, ale wyszło mi, że nie warto dokładać paru tysięcy, skoro i tak w teren wolimy wbijać się na własnych nogach, a skrzynia biegów w przednionapędowym, chociaż ma tylko 5 biegów (vs. sześć w 4WD), jest lepsza przy szosowej jeździe ze względu na nieco dłuższe przełożenie.
Na początek będzie o bolączkach, bo tych niewątpliwie Dacii Duster nie brak, a przecież minusy nie mogą przesłonić nam plusów.
Na pewno takim minusem jest kiepska ergonomia. Idiotycznie rozplanowane centrum dowodzenia to największa bolączka „starej” Dusterki. Pokrętło temperatury nawiewu głęboko schowane za gałką skrzyni biegów (trzeba się schylić, a na piątce dodatkowo troszkę pogmerać), pozostałe przyciski rozrzucone nieco bez ładu i składu; wyświetlacz komputera pokazuje tylko jedną informację na raz (a temperatury silnika nie pokazuje wcale)… Cóż, do tego trzeba się jakoś przyzwyczaić. (Na szczęście jest zwykły wyłącznik systemu start-stop — trzeba go użyć za każdym razem po rozruchu silnika, ale… jest!)
Czasem zdziwić mogą tzw. drobne oszczędności — idiotyczny sposób regulacji wysokości fotela kierowcy (trzeba podskoczyć jeśli chce się go podnieść); brak pełnej regulacji kierownicy (jest tylko góra-dół); centralny zamek obsługiwany tylko z pilota (otwarcie drzwi kluczykiem nie odblokowuje wszystkich drzwi); brak automatycznego domykania szyb po zamknięciu auta (tego chyba brakuje mi najbardziej); rachityczny, nieskładany kluczyk (brrr); brak przycisku wyłączającego ESP (poskąpili go tylko w przednionapędowych egzemplarzach, bo w samochodach z napędem 4WD wyłącznik ów jest).
Co do plastików: nie należą może do szczególnie wyszukanych, ale w gruncie rzeczy jest to zaletą, nie wadą tego auta — ich odczyszczenie jest banalnie proste, boczki tylnych drzwi są generalnie psio-odporne (z okazji nowego auta Kuata i tak dostała piękny kennel, teraz podróżuje jak psia księżniczka). Natomiast sam projekt i wykonanie wydają się naprawdę dobre — to jest właściwie jeden, raczej niefantazyjny, kawałek plastiku — co potwierdzają właściciele najstarszych egzemplarzy, w których rzadko coś stuka czy trzeszczy.
Niemniej podkreślam: mowa o samochodzie wyprodukowanym w 2017 r.; zastrzeżenie to jest o tyle istotne, że chociaż Duster przeszedł jeden oficjalny facelifting, to w gruncie rzeczy producent zmieniał i poprawiał ten samochód cały czas — nowością tego rocznika jest choćby wygodniejsza kierownica z klaksonem „na miejscu” (we wcześniejszych autach obsługiwało się go przy pomocy guziczka na gałce obsługi migaczy).
Jednak samochód nie służy przecież do przytulania, lecz do podróżowania — jak zatem wypada moja ocena Dacii Duster jako zwykłego środka komunikacji?
Ujmę to następująco: dopóki ktoś nie potrzebuje pojazdu na częste, długie trasy autostradami, moim śmiało można brać pod uwagę Dustera. Rzecz jasna wysokie, nieco bujane nadwozie, nie zapewnia tak pewnego prowadzenia w krętych wirażach jak stara A-czwórka, ale już komfort psychiczny przy korzystaniu z dróg o gorszej nawierzchni (nie nazwę tego dzielnością terenową, chociaż opony o profilu 215/65 R16 dodają pewności i komfortu) wart jest mszy.
Do 130 km/h Duster jak najbardziej daje radę, przy wyższych prędkościach zaczyna wzrastać zużycie paliwa i świst relingów — rzecz jasna czuć też, że jedzie się czymś o aerodynamice cegły — ale cała reszta negatywnych opowieści to zwykłe bajki. Mimo kiepskiej regulacji siedziska foteli są twarde i wygodne, trzymanie boczne może i mogłoby być lepsze, ale… to 114-konny SUV, nie rajdówka; lewarek skrzyni biegów chodzi z charakterystycznym „drapaniem”, ale cierpliwy kierowca rzadko się pomyli (znów: to nie auto na wyścigi); samochód jest lekki, więc taka moc jak najbardziej mu wystarcza do codziennego użytkowania.
A prestiż… Cóż, chyba nie będziemy gadać z ludźmi, którzy potrzebują gadżetów określonej marki, żeby poczuć się lepiej prawda? (jednak i tak będę się upierał, że w świecie metroseksualnych SUV-ów na chudych oponkach Dacia Duster wygląda po prostu przebojowo — te progi, te błotniki… po prostu LR Defender dla ubogich ;-)
Odrębny akapit godzi się poświęcić silnikowi, bo Dacia Duster jest jednym z ostatnich przedstawicieli gatunku, który można dostać z wolnossącą benzynową jednostką napędową. Jak przystało na tę markę, szesnastozaworowy silnik 1,6 SCe (znany też m.in. z Nissana Qashqaia i Juke, trafił pod maskę po liftingu z 2015 r. i koniecznie trzeba go rozróżniać od silnika 1,6 produkcji Renault) nie jest pozbawiony wad, do których zaliczyłbym przede wszystkim niewielką elastyczność — nie tylko nie ma mowy o wyjściu z zakrętu na 3. biegu, ale też właściwie jakiekolwiek wyprzedzanie na trasie wymaga redukcji do trójki.
Rekompensatą jest oczywiście (jak to przystało na wolnego ssaka) relatywnie niska awaryjność — nie ma turbiny, nie ma koła dwumasowego, jest za to rozrząd na łańcuchu (ponoć bezobsługowy). Lubię takie silniki też za to, że rozwijają moc dość przewidywalnie, nawet jeśli nieco brak im dołu (pod tym względem lepiej spisują się 8V). Ba, lubię nawet ich dźwięk, bo chociaż to nie V8, to jednak ani nie świszczą, ani nie klekoczą…
A jeśli ktoś myśli, że wolnossący 1,6 SCe musi palić jak smok, spieszę wyjaśnić, że w miarę delikatnie używany odwdzięczy się nam naprawdę niskim spalaniem — w warunkach zimowych, nie szalejąc, ale też i nie będąc zawalidrogą, regularnie uzyskiwałem średnie spalanie 7,5 l na setkę.
Niewątpliwie Duster nie jest autem dla miłośników nowinek — jeśli potrzebujecie różnych elektronicznych wspomagaczy-umilaczy, znajdzie się sto lepszych aut, bo w Dusterze nie ma praktycznie nic. Jest: wspomaganie ruszania pod górkę, informacja o utracie ciśnienia w kole, zestaw głośnomówiący, wskaźnik zmiany biegu i nieszczęsny system start-stop (jeszcze raz podkreślę, że na szczęście można go raz-dwa wyłączyć). Jest klimatyzacja — zwykła, manualna, jednostrefowa (i mam wrażenie, do zweryfikowania w lipcu, że jej wydajność jest raczej średnia…)
W naszym egzemplarzu nie ma nawet dotykowego ekranu (oczywiście dlatego, że go nie potrzebuję — muszę mieć radio, cieszy mnie odtwarzacz z USB, nawigację mam w komórce). Na życzenie (nie w każdej wersji) producent oferował także automatyczną skrzynię biegów, czujniki i kamerkę cofania, wbudowaną nawigację — no i oczywiście napęd na obie osie — i to chyba właściwie wszystko.
Niemniej Dacia Duster jest naprawdę fajna: jeśli potrzeba auta na choćby okazjonalny przejazd przez lepsze wertepy — czyli zapędzacie się w rewiry, w których człowiek sobie przypomina, że istnieje coś takiego jak miska olejowa — to owe 20 cm prześwitu (w połączeniu z dodatkowo zamówioną płytą ochronną z przodu) robi swoje. Jednak Duster świetnie spisuje się także jako codzienne wozidełko, bo nie straszne mu ani krawężniki, ani przeciętne dziury, jakimi najeżone są nasze drogi.
Kierujący ma fajną pozycję za kierownicą, świetną widoczność we wszystkie strony, komfortowe zawieszenie, bardzo niskie koszty zakupu i serwisu, duży i foremny kufer (wreszcie nie sedan, ufff!), prostą i tanią konstrukcję (dostęp do przednich żarówek jest po prostu świetny) — poczucie, że nie dał sobie weprzeć masy różnych gadżetów do testowania na żywca… Jeśli ktoś uważa, że to powód do płaczu — wszakże kilkanaście lat temu też się robiło bardzo dobre samochody, a przecież jeśli czegoś nie ma na wyposażeniu, to na pewno się nie zepsuje.
Dla kogo zatem jest taki samochód jak Dacia Duster? Na psychologii sprzedaży znam się słabo, ale gdybym miał opisać podstawowe skojarzenia, to byłyby to następujące sformułowania: praktyczny do bólu zębów i utylitarny jak scyzoryk Victorinox; dla nieco konserwatywnych kierowców, pozytywnie niewyszukany; dla łazików i wszędobyłków, którym zdarza się późnym wieczorem przeciskać polną drogą do wypatrzonej agroturystyki; dla oszczędnych, którzy wolą kasę przepalać na výlety (i choćby te kilkanaście patoli wpuścić do baku); dla tych, którzy pamiętają, że lepsze jest wrogiem dobrego; dla nieco oderwanych od rzeczywistości (wierzących, że rewerencja, kontenans i awantaże powinny zależeć raczej od esprit, niźli od mamony).
Reasumując: jak dotąd (po 4 miesiącach i 5 tysiącach) jestem z naszej Dacii Duster naprawdę bardzo zadowolony — wychodzi na to, że gdybym jeszcze raz mógł podjąć tę decyzję, podjąłbym ją jeszcze raz :-)
Jeśli zapytany czy nie żałuję, że nie poczekałem na Dustera 2 — kusić mogą zwłaszcza nieco nowocześniejsza sylwetka, pełna regulacja kierownicy i lepsza regulacja fotela — to odpowiem: nie, nie żałuję, bo właśnie taki był mój plan, żeby kupić sztukę z końca produkcji. Cały czas bowiem miga mi w głowie myśl, że takie sztuki są najbardziej dopracowane, bo większość błędów i bolączek została wykryta i usunięta (por. kierownica, której nie było w Dusterach przed 2017 rokiem) — zaś w przypadku nowości, jak to zwykle bywa, fabryka i montaż czasem uczą się na błędach.
Tak czy inaczej zdecydowanie polecam, zwłaszcza jeśli potrzebujecie przyzwoitego auta na wertepy, zaś stosunek do motoryzacji macie nieco nienowoczesny.
Q.E.D.