Siedząc przymusowo na rzyci i marząc o wypadzie w jakieś czeskie pagóry jeszcze przez czas jakiś mogę sobie co najwyżej poczytać — no i sobie poczytałem książkę „Nieznośny ciężar braterstwa. Konflikty polsko-czeskie w XX wieku” autorstwa Michała Przeperskiego.
Dla rozwiania wątpliwości: tytuł nie kłamie, więc chociaż autor poświęca nieco uwagi historii relacji polsko-czeskich: husytom i husytyzmowi, wizycie Jana Žižki pod Grunwaldem oraz włożeniu koruny sv. Václava na głowę króla, którego zwą Vladislav II Jagellonský (powód do urastania w dumę jak to Jagielloni od morza do morza — ale już oni o nim, że „tradičně bývá hodnocen jako jeden z nejslabších českých panovníků”) — o wojnie trzydziestoletniej i tym, co Lisovčíci zdziałali pod Białą Górą — a także o coraz większym rozdźwięku w XIX wieku (w skrócie: Czesi największego wroga upatrujący w narastającej germanizacji, z którą łączyli wiarę katolicką — nadziei w zjednoczeniu słowiaństwa pod berłem Romanowów; co ciekawe nie tylko pozytywiści wskazywali mieszkańców północnej części Przedlitawii jako godzien naśladowania przykład).
A później, skoro mowa o konfliktach:
- wyznacznikiem czeskiej polityki, jeszcze przed Wielką Wojną, była teza o państwowej jednolitości Czech, Moraw i Śląska — niezależnie od tego, że praktycznie na całym obszarze tego ostatniego Polacy przewyższali Czechów liczebnie (ale nie materialnie); najtrudniejszy do ogarnięcia okazał się oczywiście Śląsk Cieszyński wraz z Zagłębiem Ostrawsko-Karwińskim;
- tam właśnie pojawiła się oś sporu po rozpadzie monarchii C.K.: najsamprzód Radzie Narodowej Księstwa Cieszyńskiego udało się ustalić zasady rozgraniczenia stref wpływów mniej-więcej według kryteriów etnicznych, rychło się jednak okazało, że nie tylko Polacy mają swój pomysł na Cieszyn i Trzyniec — wszakże swoje plany miał Zemský národní výbor pro Slezsko wobec Těšína, Třineca i Ostravy;
- do pewnego momentu wydawało się, że Polaków i Czechów może zjednoczyć obecność wspólnego nieprzyjaciela (Niemców), ale nie dość, że T.G. Masaryk nie pałał do Rzplitej wielką miłością, ale wolał stawiać na Rosję (co nie przeszkodziło zwycięskie państwa Ententy straszyć widmem komunizmu, rzekomo rozlewającego się właśnie z odrodzonej Polski; poszło im stosunkowo łatwo, bo Czesi mieli naprawdę niezłą prasę, zwłaszcza we Francji);
- bardzo interesująco prezentują się poglądy, że Czechom bardzo zależało na opanowaniu obszarów zamieszkiwanych przez inne nacje — Czechy ograniczone do ziem czeskich i morawskich miały być małe i słabe, zaś imperialna polityka obejmująca przyłączenie m.in. Deutschböhmen czy Śląska Cieszyńskiego (wchłonięcie Słowacji była właściwie poza dyskusją, choć nie dla samych Słowaków) miało dać im niezbędną siłę; jak to się skończyło — dobrze wiemy;
- na początku 1919 r. doszło do krótkotrwałej wojny, która przybrała zły obrót dla Polski (także przez to, że żołnierze pochodzący z tych stron pojechali bronić Lwowa): błyskawiczna ofensywa bitnych (ale bardzo brutalnych) czeskich wojaków zaczęła zagrażać nawet Bielsku-Białej, na szczęście udało się ich powstrzymać pod Skoczowem; dalsze ich zakusy powstrzymały dopiero decyzje polityczne z Pragi;
- o przyszłości Zaolzia (bo tak od tego momentu myślimy o tej części Śląska Cieszyńskiego) zadecydować miał plebiscyt, ale — górę znów wzięła niestabilność Polski i dobra opinia jaką cieszyła się Czechosłowacja: podczas konferencji w Spa (lipiec 1920 r.) zgodzono się na pozostanie przy status quo (polska strona traktowała to rozwiązanie jako straszliwe krzywdzące);
- kilka miesięcy później też nieokrzepła przecież Czechosłowacja musiała stoczyć swoją wojnę o ziemie, po które „wrócili” bolszewicy z Węgier — co ciekawe trudności, których przykładem jest Słowacka Republika Rad, Polska nie wykorzystała (chociaż akurat byliśmy w sporze o Spisz i Orawę);
- później było tylko gorzej, bo sąsiedzkiej wrogości towarzyszyły rozbieżne wizje polityczne (rząd w Pradze cały czas wierzył w siłę sojuszu z Francją, ale też starał się utrzymywać dobre stosunki ze Związkiem Sowieckim), zarazem próby stworzenia Małej Ententy (Czechosłowacja-Rumunia-Jugosławia) wymierzone były w regionalnego sojusznika Polski — czyli Węgry (co ciekawe Józef Beck miał powątpiewać w spoistość państwowości naszych sąsiadów, ale i TGM uważał Polskę za kraj sezonowy);
- zaostrzanie się klimatu politycznego podgrzało także atmosferę na Zaolziu, gdzie w 1938 r. polska młodzież zaczęła szykować się do dywersji a nawet wybuchu powstania (formalnie chcieli wystąpić przeciwko swemu państwu), zaczęto już gromadzić i przerzucać broń; finalnie do irredenty nie doszło, bo fakty uprzedzili Niemcy — a nasi skorzystali z międzynarodowego zamieszania wokół Sudetenlandu i odebrali ziemie okupowane; nb. podobne klimaty stały za wspólnie prowadzoną przez wywiad polski i madziarski operacją „Łom”, której celem miało być oderwanie od Czecho-Słowacji jej „kresów”, czyli Rusi Zakarpackiej — i przyłączenie do Węgier;
- m.in. dlatego już wcześniej na azyl w Pradze mogli liczyć polscy politycy skonfliktowani z rządami sanacyjnymi — np. Wincenty Witos, który uciekł po wyroku za działalność polityczną, a powrócił po upadku Czecho-Słowacji i powołania Protektoratu Czech i Moraw; pół roku po odzyskaniu Zaolzia, Spisza i Orawy „Hitler Háchę wziął pod pachę” — i na południowej granicy zrobiło się znacznie mniej przyjemnie (tak, to właśnie dziś nieokrągła rocznica tamtych wydarzeń);
- co ciekawe dopiero po marcu 1939 r. polska opinia publiczna (a nawet władze) zaczęły dostrzegać pozytywne cechy u naszych południowych sąsiadów (polityka protektora Czech i Moraw Neuratha wydała się trudna do zaakceptowania nawet rządom późnosanacyjnym). Ba, 1 września 1939 r. powołano Legion Czechów i Słowaków (jego żołnierze nie wzięli udziału w walkach) — ale nieśmiałe rozmowy emigracyjnych rządów o powołaniu Polsko-Czechosłowackiej federacji (powstał nawet projekt Aktu Konstytucyjnego wspólnego państwa);
- odważne pomysły odeszły do lamusa po ataku Hitlera na Związek Sowiecki — zmiana polityki brytyjskiej została wykorzystana przez Beneša do zbliżenia z sąsiadem ze wschodu, a ponieważ Stalinowi do niczego bliski sojusz naszych państw nie był do niczego potrzebny, sprawa umarła śmiercią naturalną;
- co ciekawe po 1945 r. sprawa Zaolzia była otwarta także w odczuciu komunistycznych władz Polski, które uważały, że jedynym rozwiązaniem jest powrót do granic z końca 1938 r. — co jeszcze ciekawsze sowieci nie poparli w tym sporze „swoich” Polaków, lecz jeszcze nie swoich Czechów (dla przypomnienia: przejęcie władzy przez komunistów w Pradze to dopiero luty 1948 r.);
- jeszcze ciekawsze, że po II Wojnie Światowej władze czechosłowackie wysuwały także pretensje do — było nie było odebranych Niemcom, nie Polakom — ziemi kłodzkiej, a także okolic Prudnika, Głubczyc i Raciborza; na tym tle w czerwcu 1945 r. doszło nawet do zajęcia niektórych terenów przez wojsko (nb. znów wspierane przez oddziały sowieckie) — równocześnie polskie jednostki szykowały się do przekroczenia Olzy i dociągnięcia granicy do tej z listopada 1918 r. Stan napięcia trwał jeszcze kilka miesięcy — ba, sanacyjne w duchu hasła pojawiały się nawet podczas zjazdu PPR, zaś możliwość podjęcia walk miał rozważać nawet marszałek Rola-Żymierski (nb. w przeszłości dobry znajomy Rydza-Śmigłego). Niewykluczone, że tworzenie napięcia było konieczne dla odwrócenia uwagi społeczeństwa na od utraty Lwowa i Wilna. Finalnie przebieg granicy ustalono dopiero w 1958 r. — co ciekawe zasadniczo w przebiegu przedwojennych granic (polsko-czechosłowackiej i niemiecko-czechosłowackiej);
- kolejne lata nieprzypadkowo autor „nazywa zamrażarką”: Pax Sovietica wymagał formalnej przyjaźni, ale rzeczywistej bojaźliwości, której na pewno nie sprzyjało zaangażowanie polskiej armii w interwencję z sierpnia 1968 r., zaś po 1989 r. chyba niekoniecznie od razu porobiło się lepiej…
Ale to już nieco inna para kaloszy, bo przecież książka mówi o „konfliktach”.
Zamiast komentarza: jak widać na tle historycznym relacje polsko-czeskie wcale nie są takie najgorsze, zaryzykowałbym tezę, że (mimo krótkiej wojny w 1919 r. i zaolziańskiej zadry) chyba lepszych stosunków z innymi sąsiadami nie mieliśmy (może z wyjątkiem krótkiego okresu sąsiedztwa z Rumunią, z którą siłą rzeczy nie zdążyliśmy się skonfliktować, no i epizodycznej granicy z Węgrami). Mnie, raj to czy nie raj, pasuje.