Czy epidemia koronawirusa może być traktowana jako siła wyższa? A może, biorąc pod uwagę, iż największe spustoszenie w biznesie sieje rząd Chaosu i Bezprawia, czas wrócić do rozważań — czy działalność legislacyjna (nagłe i nieoczekiwane zmiany prawa) stanowią vis maior?
Tak mnie naszło, skrócie i nie paląc:
- siła wyższa to każde „nadprzyrodzone”, nieprzewidywalne zjawisko, któremu człowiek nie mógł zapobiec — np. żywioł (powódź, huragan), wojna, zamieszki, etc.;
- na pierwszym roku studiów zapewne by powiedzieli, że siła wyższa jest zdarzeniem prawnym, z którym wiąże się określony skutek prawny — czyli stało się coś, co nie było efektem woli (działania, zaniechania) człowieka, ale skutki tego czegoś dotyczą ludzi i ich relacji prawnych;
- warunkiem traktowania zdarzenia jako vis maior jest owa nieprzewidywalność — powódź będzie zatem siłą wyższą, pod warunkiem, że wcześniej jej nie było (i się nie zanosiło), ale „znana powódź w czasie powodzi” siłą wyższą już nie jest;
- pierwsze co przychodzi do głowy jako skutek zajścia siły wyższej to oczywiście brak odpowiedzialności dłużnika za niewykonanie lub nienależyte wykonanie umowy wskutek okoliczności, za które nie można mu przypisać odpowiedzialności (art. 471 kc) czy też wygaśnięcie zobowiązania wskutek niemożności świadczenia (art. 475 kc); klauzula rebus sic stantibus sądowe uprawnienie do zmiany świadczenia lub nawet rozwiązania umowy — w przypadku nadzwyczajnej i nieprzewidywalnej zmiany stosunków (art. 357(1) par. 1 kc);
- trzeba jednak mieć na uwadze, że siła wyższa „działa” w obie strony — może się na nią powołać zarówno klient, który chce odzyskać pieniądze, ale vis maior może też przysłużyć się przedsiębiorcy, od którego klient domaga się bezwarunkowego wykonania umowy (wówczas odmowa nie polega na „nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobisz”);
- przekładając z prawniczego na ludzkie: konsekwencje epidemii koronawirusa można było traktować jako siłę wyższą — obostrzenia w podróżowaniu, ryzyko wynikające z przebywania w miejscu masowych zarażeń mogły być przyczyną do odwoływania wyjazdów, przelotów; skoro się nie da, to się nie da, więc strony sobie zwracają to, co otrzymały i nie ponoszą dalszych konsekwencji;
- skoro jednak zdarzenie musi być nieprzewidywalne, to od momentu, w którym epidemia stała się oczywistością, koronawirus siłą wyższą nie jest — ergo inaczej oceniać należy umowy zawierane (bilety kupowane, noclegi rezerwowane) przed, a inaczej zamówienia złożone podczas epidemii.
W tym miejscu można by postawić kropkę, gdyby nie działania rządu Chaosu i Bezprawia, dzięki którym można wrócić do dawnych akademickich rozważań: czy siłą wyższą może być — nieprzewidywalna, nieodgadniona, nieracjonalna, żywiołowa — działalność prawodawcy? Brytyjczycy mawiali, iż nikt nie może być pewien swego życia, zdrowia i majątku, dopóki obraduje Parlament Jej Królewskiej Mości — czy siłowe rozwiązania preferowane przez obecną władzę też zasługują na owo miano?
Idąc ab ovo ad mala:
- w przypadku umów o usługi turystyczne koronawirus jest „nieuniknioną i nadzwyczajną okolicznością” pozwalającą odstąpić lub rozwiązać umowę, jednak za sprawą szczególnego przepisu (z bożej łaski interwencji legislatora) takie oświadczenie jest w pełni skuteczne dopiero po 180 dniach (analogiczne rozwiązania przewidziano w przypadku działalności kulturalnej, rozrywkowej, eventów, etc. — art. 15zp ustawy COVID-19) — niezależnie od tego czy ocenimy taki przepis jako zasadny, bez wątpliwości władza zadziałała tu jak klasyczna siła wyższa, ad hoc wywracając utarte reguły;
- trudniej jest jednoznacznie zinterpretować wywołane nagłą działalnością prawodawcy skutki „wygaśnięcia zobowiązań” umów najmu i dzierżawy powierzchni handlowej w obiektach o powierzchni powyżej 2 tys. m² (czyli sklepów i punktów usługowych, które zgodnie z restrykcjami muszą być zamknięte). Moim zdaniem nawet jeśli prawodawca chciał pomóc, to uczynił to z wdzięcznością żywiołu — żeby się nie okazało, że na niejasnych przepisach najwięcej zarobią kancelarie, które w najbliższych latach będą prowadziły spory w imieniu klientów;
- jeszcze większy młyn jest w branży noclegowej i hotelarskiej: na początku zakazane było prowadzenie obiektów noclegowych turystycznych i krótkotrwałego zakwaterowania, później na liście zakazów pojawiły się tylko usługi hotelarskie, z czasem wyłączając jednak świadczenie usług na rzecz osób objętych obowiązkową kwarantanną lub izolacją, a także (tu też nie obyło się bez chaosu) pobyty już trwające. Mogło się zdarzyć, że prowadzący biznes szedł spać słysząc pakujących się gości (bo obowiązujące przepisy tego wymagały), ale w nocy rząd zmieniał rozporządzenie, dzięki czemu klienci mogli dokończyć pobyt…
- jak jednak ocenić — motywowany koniecznością zwalczania epidemii koronawirusa — generalny zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w określonych branżach lub nakaz zamknięcia punktów handlowych i usługowych prowadzonych w obiektach o powierzchni powyżej 2 tys. m²? tornado zwykle zabiera wszystko i pozostaje tylko złorzeczyć — myśląc o tych wszystkich niedorzecznych zakazach i nakazach, można czuć złość i bezsilność, bo to ludzie ludziom zgotowali taki los…? to już chyba nie jest vis maior, to jest Deus ex machina…
„Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie” — wydają się mówić politycy Chaosu i Bezprawia, zatem:
- z gracją słonia w składzie porcelany władza posługuje się rzeczywistymi i uzurpowanymi uprawnieniami — „bijące serce partii” (chyba czas odkurzać eufemistyczne aforyzmy doby PRL) zalicza kolejne rekordy łapalności groźnych winowajców, którzy oddają się bezcelowemu włóczęgostwu, sanepid lepi drakońskie kary, które najprawdopodobniej mają na celu sfinansowanie „tarczy antykryzysowej” (policzyłem: licząc po 30 tys. złotych od łebka będzie trzeba ukarać 66666 osób, żeby pokryć 2 mld złotych wydane na TVPropagandę);
- rządowa siła wyższa przejawia się także w biegunce legislacyjnej: przypomnijmy, że mamy już czwarte rozporządzenie w ciągu miesiąca, plus parę nowelizacji, które okazują się niezbędne, bo przecież eksperci z RCL muszą przepisywać z medialnych wypowiedzi prominentów — a później się okazuje, że źle się zrozumieli…
- natomiast do czystej filozofii spekulatywnej można zaliczyć koncepcję przeprowadzenia wyborów prezydenckich — bez kampanii wyborczej, z głosowaniem zorganizowanym przez ministra, technicznie obsłużonym przez przedsiębiorstwo kierowane przez byłego wiceministra — chociaż przecież wszystko staje się jasne, kiedy zauważymy, że skrzynka na listy to magiczna szkatułka, więc nawet jeśli efektem prywatnego konklawe będzie powołanie anty-prezydenta rodem z Awinionu, to przecież jarosławowsko-andrzejowskim schizmatykom wcale nie będzie to przeszkadzać.
PS ów krzyk bezsilności dedykuję decydentom, którzy uznali, że właściwą metodą walki z epidemią koronawirusa jest zamknięcie ludności w aresztach domowych i zrujnowanie gospodarki — czyli działania na modłę siły wyższej — chociaż „prawie 1/3 przypadków stanowią zachorowania poprzez kontakt w szpitalu lub przychodni (30,1%). Dotyczy to zarówno pacjentów jak i personelu medycznego placówek ochrony zdrowia” zaś „istotne znaczenie mają przypadki (35,5%) pochodzące z kwarantanny” (źródło: gis.gov.pl). Czyli mamy totalny kolaps, którego częściowo można było uniknąć — np. wykorzystując palec posłanki Lichockiej do przepchnięcia nieszczęsnych 2 mld złotych na dodatkowe środki bezpieczeństwa dla szpitali oraz unikając idiotycznej prewencyjnej kwarantanny na ślepo.