Czy wydawca portalu internetowego może rozpowszechniać zdjęcia przesłane mu przez pracownika gminy? Czy publikacja zdjęć otrzymanych od gminy może naruszać prawa autorskie fotografa? Czy publikując zdjęcia o niejasnym pochodzeniu należy ustalić autorstwo i skontaktować się z osobą uprawnioną do dysponowania pracami? (wyrok SO w Świdnicy z 13 maja 2021 r., I C 2120/20).
Sprawa dotyczyła odpowiedzialności wydawcy portalu internetowego („codziennej gazety internetowej”) za opublikowanie, bez wiedzy i zgody autora, bez podpisu, zdjęć pewnej wieży widokowej.
Zaczęło się od wykonanego cyklu fotografii dokumentujących różne etapy budowy wieży (po anonimizacji treści uzasadnienia zostało, że chodzi o wieżę widokową jest na „na J.” — to może być ta paskudna, na Jagodnej…), a po ozdobieniu znakiem wodnym umieścił je na swoim profilu fejsbókowym. Po jakimś czasie w portalu ukazał się artykuł zilustrowany czterema spośród tych zdjęć — pięknie wykadrowanymi, tj. w sposób, by nie było widać oznaczeń. Po interwencji twórcy zdjęcia zostały usunięte, zaś do sądu trafił pozew, w którym fotograf zażądał przeprosin za naruszenie praw autorskich i odszkodowania w wysokości 2,8 tys. złotych.
Zdaniem pozwanej spółki nie ma wątpliwości, że autorem ujęć jest powód, aczkolwiek wskutek ich opublikowania na Fejsbóku utracił on prawa autorskie (sic!). Natomiast zdjęcia otrzymano od gminy jako inwestora — pracownik urzędu powiedział, że redakcja może swobodnie dysponować wszystkimi przesłanymi obrazami, a przecież portal nie może weryfikować wszystkich rzeczy otrzymywanych od różnych osób czy firm, a zwłaszcza instytucji publicznego zaufania (tj. gminy), ani nie ma też obowiązku śledzenia całego internetu, żeby się przekonać czy jakieś prace się już aby nie ukazały.
Sąd przypomniał, iż każdy twórca ma prawo do autorstwa swego utworu i oznaczania go swoim nazwiskiem, pseudonimem lub anonimowego udostępniania, a także do eksploatacji majątkowej swych utworów. W przypadku sporu o naruszenie prawa autorskich twórca powinien wykazać (i) twórczy i kreatywny charakter dzieła, co pozwala uznać go je za utwór (art. 1 ust. 1 pr.aut.); (ii) wykazać swe autorstwo (tu można posłużyć się domniemaniem autorstwa z art. 8 ust. 2 pr.aut.), a także (iii) działanie naruszyciela, które stanowiło o naruszeniu jego praw.
Opublikowane w serwisie internetowym fotografie niewątpliwie są utworami, spółka nie kwestionowała autorstwa powoda, co oznacza, że nie ma sporu o to czy ich twórcy przysługują prawa autorskie — proces dotyczy tylko tego czy strona pozwana mogła zdjęcia opublikować, a jeśli tak, to na jakiej podstawie, a jeśli nie, to czy naruszyła prawa powoda.
W tym miejscu sąd przeprowadził w imieniu pozwanego wydawcy mały rachunek sumienia, czego efektem była następująca konstatacja:
- owszem, utwory zostały już wcześniej rozpowszechnione, zatem potencjalnie dopuszczalne było korzystanie z nich w ramach dozwolonego użytku osobistego — ale media nie mogą rozpowszechniać cudzych utworów z powołaniem się na art. 23 pr.aut.;
- publikacji nie wolno usprawiedliwiać prawem cytatu — bo wydawca nie wykazał, iżby wykorzystała fotografie w jednym z usprawiedliwionych celów (polemiki, analizy krytycznej lub naukowej, nauczania, lub też praw gatunku twórczości, art. 29 pr.aut.);
- wreszcie wydawca nie działał w celach dydaktycznych lub naukowych — wszakże jego celem było po prostu mieć fajne zdjęcia (wcale nie na marginesie: nie sposób oprzeć się wrażeniu, że sąd opierał się na starodawnym tekście prawa autorskiego, tj. sprzed nowelizacji z 2015 r. — w uzasadnieniu powołuje się m.in. na „art. 29 ust. 2 i 3” oraz „ust. 1”, ale też „art. 21 ust. 2 i 3” ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych — czyli już jest się do czego przyczepić w apelacji).
Publikacja zdjęć otrzymanych gminy nie zwalnia z odpowiedzialności za naruszenie praw autorskich twórcy. Co więcej nie budzi wątpliwości, że redakcja nie podjęła choćby najmniejszych kroków w celu ustalenia kto był autorem zdjęć, owo zaniechanie ma charakter świadomy i zawiniony (zaś „argument, że Gmina z definicji jest instytucją publicznego zaufania należy uznać za niefortunny”). Każdy powinien mieć poczucie, że fotografia co do zasady utworem jest, a więc podlega ochronie prawnoautorskiej — zaś ewentualne trudności w ustaleniu autora zdjęć nie mogą usprawiedliwiać zaniedbań prowadzących do naruszenia praw autorskich twórcy (por. „Instytucja kultury powinna wiedzieć, że zdjęć z internetów się nie pobiera…”).
Finalnie pozwoliło to sądowi uwzględnić roszczenia w całości, zasądzając na rzecz autora odszkodowanie w żądanej wysokości (sądząc po uzasadnieniu strona pozwana nie próbowała nawet polemizować z tymi stawkami, por. „„Zajumali mi zdjęcie, muszą oddać samolot” (wykorzystanie fotografii bez zgody autora)”).
Zamiast komentarza: od strony sporu pozwanego wydawcy i autora zdjęć sprawa jest jasna i oczywista, aczkolwiek samoczynnie nasuwa się inna kwestia — skoro utwory przesłał pracownik gminy, w dodatku wprowadzając portal w błąd co do możliwości ich publikacji, to (pomijając nawet dywagacje czy można je było traktować jako „urzędowe materiały”, art. 4 pkt 2 pr.aut.) niewątpliwie warto rozważyć odpowiedzialność gminy za szkodę wyrządzoną wydawcy. Przecież sprawa nie wzięła się z tego czy wydawca chciał i potrafił ustalić tożsamość autora zdjęć — wszakże publikacja cudzych zdjęć co do zasady zakazana nie jest (przeciwne założenie wywróciłoby każdy interes pt. agencja fotograficzna czy nawet Flickra — warunkiem jest uzyskanie prawidłowej zgody przez udostępniającego) — lecz z tego, że został nieco wprowadzony w błąd przez gminę. (Aczkolwiek wiedza i działanie wydawcy mogło być ździebko inne, co podpowiada wykadrowanie ujęć w taki sposób, by pozbyć się podpisów.)