A teraz coś z jeszcze innej beczki, czyli kilka zdań o tym, że niedługo minie dwadzieścia lat odkąd dokonałem odkrycia, że wspaniale jest szwendać się (po górach, ale nie tylko) z psem u nogi. A że nadarzyła się okazja, bo znów jesteśmy w pewnych görach, postanowiłem rocznicę tę oblać butelczyną czerwonego wytrawnego wina Edition Valentin Vogel Cuvée Rot trocken Pfalz.
…odkrycia wcale nie mniejszego, niż to sprzed trzech dekad (a więc i tak z dwudziestoletnim opóźnieniem) — albumu „Winobranie” kwintetu Zbigniewa Namysłowskiego.
Jazz jest wspaniały, ale umarł dawno temu (uważam, że zabił go sam Miles Davis, kończąc erę drugiego kwintetu i wchodząc w rockowe, elektryczne brzmienia — dobili i zaorali go np. The Sugarhill Gang, Guru Jazzmatazz, etc.); w ówczesnej Polsce, jak to w Polsce, wszystko przychodzi nieco później… ale niekoniecznie mniej stylowo. „Winobranie” jest dobrym tego przykładem.
Wracają na chwilę do wina dzisiejszego. Nabyłem je wczoraj, za prawie pięć euro, w sklepie sieci Netto, rzutem na taśmę (kasową). Smak… nadmiernym zaufaniem cuvée, w przeciwieństwie do dobrego fusion czy jazz-rocka, nie darzę (Wikipedia ładnie objaśnia, iż „zazwyczaj dokładny skład mieszanki jest tajemnicą producenta„); rewelacji nie ma, tragedii na szczęście też nie — niestety, niemieckie spożywczaki nie mają startu jeśli chodzi o asortyment winiarski do spożywczaków czeskich, no ale cóż, człowiek nie wielbłąd — pić musi (jakoś przetrwam).
(Edition Valentin Vogel Cuvée Rot trocken Pfalz, fot. Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)