I kolejny temat związany z naszymi braćmi mniejszymi — tym razem o tym kto i dlaczego ponosi odpowiedzialność jeśli powstanie jakaś szkoda wyrządzona przez psa czy inne zwierzę.
Najprościej rzeczy się mają w odniesieniu do zwierzęcia, które ma pana. W takim przypadku szkodę powinna naprawić ta osoba, która zwierzę „chowa albo się nim posługuje”, a kwestię ten reguluje art. 431 kodeksu cywilnego, w myśl którego:
art. 431 kc
§ 1. Kto zwierzę chowa albo się nim posługuje, obowiązany jest do naprawienia wyrządzonej przez nie szkody niezależnie od tego, czy było pod jego nadzorem, czy też zabłąkało się lub uciekło, chyba że ani on, ani osoba, za którą ponosi odpowiedzialność, nie ponoszą winy.
§ 2. Chociażby osoba, która zwierzę chowa lub się nim posługuje, nie była odpowiedzialna według przepisów paragrafu poprzedzającego, poszkodowany może od niej żądać całkowitego lub częściowego naprawienia szkody, jeżeli z okoliczności, a zwłaszcza z porównania stanu majątkowego poszkodowanego i tej osoby, wynika, że wymagają tego zasady współżycia społecznego.
Przepis można rozebrać na następujące czynniki pierwsze:
- mowa jest tu wyłącznie o tym co nawywijało zwierzątko, które jest pod władaniem człowieka (o dzikiej zwierzynie będzie akapit poniżej),
- jednak owo nawywijanie musi być spontanicznym pomysłem zwierzaka — gdyby chodziło o sytuację, w której przewodnik posłużył się prowadzonym zwierzęciem do wyrządzenia szkody, zastosowanie ma art. 415 kc (np. poszczucie psem innej osoby),
- powyższe ma zastosowanie do jazdy konnej — Sąd Najwyższy w wyroku z 7 kwietnia 2004 r. (IV CK 231/03) przyjął, że koń pod jeźdźcem jest zawsze narzędziem w rękach człowieka, a zatem w przypadku powstania szkody nie ma zastosowania art. 431 kc lecz właśnie art. 415 kc,
- oczywiście nie ma też znaczenia czy mowa jest o zwierzaku, w którego naturze jest być przy człowieku (pies, kot, koń, krowa), czy też jest to udamawiane zwierzę dzikie — jeśli człowiek się umówił z tygrysem, że tygrys będzie u niego mieszkał i robił „siad”, to ma się go słuchać i nie rozrabiać,
- jak widać nie ma tłumaczenia, że „uciekł mi, zawsze ucieka” — tak można się tłumaczyć dopiero jeśli za tę ucieczkę przewodnik zwierzęcia nie ponosi odpowiedzialności,
- warto też zwrócić uwagę na domniemanie winy (a więc odwrócenie zasady z art. 6 kc): co do zasady poszkodowany wyłącznie wykazuje istnienie szkody oraz związek przyczynowy między jej powstaniem a działaniem zwierzęcia — i to wystarczy,
- a jeśli osoba chowająca zwierzę chce się ekskulpować, musi właśnie wykazać to co w art. 431 par. 1 in fine (że zwierzę uciekło, za co winy przewodnik nie ponosi — czyli chodzi o wykazanie należytej staranności w sprawowaniu władzy nadzwierzęcej — por. wyrok SN z 12 sierpnia 1998 r., I CKN 1232/98),
- art. 431 par. 2 kc to nic innego jak zasada słuszności: czyli jeśli tygrys Tysona, nawet jeśli tenże Tyson nie ponosi odpowiedzialności za brak nadzoru, wyrządzi szkodę jakiemuś biedakowi, to Tyson jednak będzie płacić (można to nazwać „ryzykiem posiadania zwierzęcia”),
- i nie ma też znaczenia, że pies, który miał myśleć, że jest pająkiem-mutantem, się pomylił i wyszedł z zadanej mu roli — chociaż pewnie taki pies zasługuje jednak na art. 415 kc (gdyby coś narozrabiał, rzecz jasna),
Osobną sprawą natomiast jest kwestia odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez dziką zwierzynę. O tym, że art. 431 kc nie ma zastosowania do szkód łowieckich Sąd Najwyższy orzekł w wyroku z 3 grudnia 2008 r. (sygn. akt V CSK 310/08). Otóż kwestie te reguluje prawo łowieckie, w myśl którego odszkodowania za uprawy rolne płaci koło łowieckie (o ile szkoda nastąpiła na obszarze łowieckim), zaś w przypadku zwierząt objętych całoroczną ochroną lub szkód powstałych poza terenami łowieckimi — Skarb Państwa (por. niedawna uchwała SN z 19 maja 2015 r., sygn. akt III CZP 114/14).
Ale to już jest całkiem inna historia.