Rozmawiając o wielu bulwersujących i kontrowersyjnych sprawach zwykliśmy używać określenia „bitwa”. Jednak cyrk ze zmianami w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym podpowiada mi pojęcie „burda” — a może lepiej nawet: „bitka”. Bitka o Trybunał Konstytucyjny.
Zacząć trzeba chyba od tymczasowego końca — tymczasowego, bo jestem pewien, że nowelizacja trafi do TK (ciekawe czy będzie komu się tam nią zająć) — nowelizacja została już opublikowana w Dzienniku Ustaw (ustawa z dnia 19 listopada 2015 r. o zmianie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, Dz.U. z 2015 r. poz. 1928), co dowodzi, że RCL jednak umie pracować pod presją czasu.
Co do samych okoliczności uchwalenia ustawy zmieniającej nieco zasady funkcjonowania Trybunału: mawiają, że kto sieje wiatr, ten zbiera burzę — porzekadło idealnie pasuje do działań parlamentu w poprzedniej kadencji, który z naruszeniem reguł najpierw uchwalił nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym (na kilka miesięcy przed końcem kadencji 1/3 sędziów TK), aby później wybrać tych pięciu sędziów — z czego dwóch zdecydowanie przedwcześnie. (Sejm nie powinien obsadzać stanowisk, na których wakaty powstaną dopiero po wyborach — to kwestia i przyzwoitości, i jakiegoś tam państwa prawa — w przeciwnym razie mówimy nie o państwie prawa, lecz właśnie o rwaniu pod siebie.)
Stąd też PiS dostało idealny argument: ponieważ naruszono standardy przy obsadzie stanowisk sędziowskich w Trybunale, ustawę trzeba poprawić, a bezprawne nominacje — powstrzymać. Jak mawiają Amerykanie — każdy ma prawo do swojej opinii, ale nie do swoich faktów, a tu fakty są jakie są: grzebać przy Trybunale Konstytucyjnym zaczęła Platforma Obywatelska i jej należy przypisać część winy za to, co się dzieje teraz.
Co do samej nowelizacji — jakby na to nie patrzeć najważniejsze przed nami, czyli: jaki wpływ na funkcjonowanie sądu prawa będzie miał kontredans polityczno-prawny — to nie można powiedzieć, iżby były one jakkolwiek szokujące (z jednym wyjątkiem):
- zmienia się nieco procedurę wyboru prezesa TK, a przede wszystkim wprowadza 3-letnią kadencyjność sprawowania stanowiska (maksymalnie funkcję prezesa Trybunału można sprawować dwukrotnie);
- wprowadza się zasadę, że kadencję sędziego liczy się od złożenia ślubowania przed prezydentem (mnie się wydaje, że to dobry pomysł), zaś ślubowanie powinno nastąpić w ciągu 30 dni od wyboru sędziego;
- uchylone zostają dwie przejściowe normy związane z wdrożeniem nowej ustawy, w tym właśnie będący sprawcą nieszczęść art. 137 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym — zastępuje go prawie identyczny art. 137a, zgodnie z którym zgłosić kandydatów na wakujące stanowiska sędziowskie będzie trzeba w ciągu 7 dni od wejścia w życie ustawy;
- kadencje obecnego prezesa i wiceprezesa TK wygasają po upływie 3 miesięcy od wejścia w życie ustawy;
- sama ustawa natomiast wchodzi w życie w 14 dni od ogłoszenia — a że została ona ogłoszona błyskiem (cały proces, od uchwalenia ustawy, do podpisu i promulgacji, zajął dwa dni: 19-20 listopada), to oznacza, że jeszcze przed świętami będzie jasne kto zostanie nowym sędzią w Trybunale.
Szokującym wyjątkiem — jeszcze nieoczywistym, ale chyba wszystko do tego zmierza — będzie zapewne powołanie się na wymóg złożenia ślubowania w ciągu 30 dni przy równoczesnej obstrukcji prezydenta, który najwyraźniej nie zamierza odebrać ślubowania ani od trójki sędziów wybranych jak najbardziej prawidłowo (bo w odniesieniu do „przedwczesnej” dwójki miałbym takie same wątpliwości). Skoro zatem ślubowania nie będzie, to nie będzie sędziów — więc obecny sejm wybierze sobie 5 sędziów.
(No chyba że teraz prezydent się „odetka” i jednak zaprosi do siebie jak najbardziej prawidłowo wybranych sędziów — zobaczymy).
No i najważniejsze: zobaczymy kogo ten sejm wybierze w skład Trybunału Konstytucyjnego. Warto może dodać, że kryteria nie są tak banalne do spełnienia albowiem:
art. 18 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym
Sędzią Trybunału może być osoba, która posiada kwalifikacje wymagane do zajmowania stanowiska sędziego Sądu Najwyższego lub Naczelnego Sądu Administracyjnego.
W praktyce może być z tym różniście…