W ramach kolejnego wypadu w góry — i pokazywania psince uroków lepszego ze światów — zdecydowaliśmy się wdrapać na najwyższy wierzchołek Masywu Śnieżnika… tak, zgadliście, na Śnieżnik (1426 m).

Dla spragnionych encyklopedycznej wiedzy: Śnieżnik jest najwyższą górą Sudetów Wschodnich, a leży na samiuśkim końcu Kotliny Kłodzkiej. Przez grzbiet Masywu Śnieżnika przebiega dział wód Bałtyckiego i Czarnego. Przez ten sam grzbiet przebiega granica między Polską i Czeską Republiką — granica, na której jeszcze parę dni trzeba uważać. (Sprawdziłem i przyznam, że chociaż szlak turystyczny na Śnieżniku jest na wykazie przejść granicznych w rozporządzeniu MSWiA w sprawie tymczasowego przywrócenia kontroli granicznej, to pograniczników tam nie spotkaliśmy; podobna sytuacja na przejściu Nowa Morawa-Staré Město).

Sam wierzchołek jest dość wybitny — co na normalną polszczyznę przekłada się na „jest dużo wchodzenia”. Większość ludzi startuje z bardzo ładnego Międzygórza, tym razem jednak zdecydowaliśmy się na wyjście z Nowej Morawy (jak się idzie w góry z psem to zawsze lepiej wybierać szlaki mniej uczęszczane). Miejscami jest dość stromo, ale przyznam, że bardzo lubię bardzo stromo, bo się szybko zyskuje wysokość — taka predylekcja pozostała mi jeszcze po studenckich wyjazdach w Alpy.
Nagrodą jest droga przez fajny las, która później wije się wzdłuż granicy — i tak aż do ruin starego schroniska księcia Liechtensteina. Schronisko zburzono kilkadziesiąt lat temu, pozostał po nim tylko… granitowy słoń (który zdobi te okolice od 1932 r.). Widok dość piorunujący, dość psychodeliczny — ale naprawdę bardzo fajny.

Czy na Śnieżnik można wejść z psem? Tak: ten obszar nie podlega żadnym restrykcjom jeśli chodzi o czworonogi, w szczególności nie ustanowiono tam parku narodowego. Okolice szczytu podlegają ochronie jako rezerwat przyrody „Śnieżnik Kłodzki”, jednak tablice ustawione na szlakach mówią wyłącznie o wymogu prowadzenia psa na smyczy.
Góra mimo dość żmudnego podejścia nie jest przesadnie trudna, największym problem dla psa może być rzecz jasna brak dostępnej wody. Na żółtym szlaku (z Kamienicy) można liczyć na potok o tej samej nazwie, ale później jest sucho. (Zaskoczył mnie też brak wiatru na wierzchołku — zwykle na Śnieżniku głowę urywa, a tymczasem 24 lipca powietrze prawie stało.)

Tradycyjnie i nieodmiennie zachęcam do zabierania psiaków na szlaki — na szczęście widok psa z przewodnikiem w górach już nie dziwi (nieco inaczej było tę dekadę temu, kiedy zaczynaliśmy takie przygody) — natomiast mnie nadal dziwi wcale nie tak rzadko zasłyszane „też mamy psa, został w domu”.
A jeśli ktoś nie ma psa, to zawsze można go pozyskać, do czego także zachęcam z całego serca.