Zagadnął mnie P.T. Czytelnik o pogląd — a właściwie to wezwał do zajęcia stanowiska na tutejszych łamach — na temat dzisiejszego, bardzo zgodnego protestu mediów przeciwko tzw. podatkowi od reklam w mediach (nominalnie jest to projekt ustawy o dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów). Słowem: co ja sobie myślę o podatku od publikowanej w mediach reklamy, o proteście, czy jestem za, czy przeciw — i dlaczego niniejsze „Czasopismo” nie przyłączyło się do protestu?
Dalsza wypowiedź będzie w punktach:
- nie mogę zacząć od mimowolnego Schadenfreude, bo kąsa mnie w intelekt myśl, że o pojawiających się niekiedy pomysłów na ekstra-opodatkowanie międzynarodowych gigantów, media — te same, które dziś protestują — wypowiadają się dość pozytywnie, widząc w tym bodajże sposób na powściągnięcie konkurencyjnych molochów: jak Fejsbóka i Gógla opodatkować, to dobrze, jak nas opodatkować, to źle;
- a skoro zaczynamy od prywaty: obiektywnie mnie to nie boli, bo reklamy tutej co kot napłakał, tych, którzy najczęściej pytają, gonię (serwisy hazardowe), na marketing oparty na wysysaniu danych osobowych P.T. Czytelników nigdy się nie zgodzę — więc mogę się mienić obiektywnym do bólu zębów ;-)
art. 4 ustawy o dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów (projekt)
Do uiszczania składki z tytułu reklamy konwencjonalnej są obowiązani dostawcy usług medialnych, nadawcy, podmioty prowadzące kino, podmioty umieszczające reklamę na nośniku zewnętrznym reklamy oraz wydawcy, uzyskujący przychody ze świadczenia na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej usługi:
1) nadawania reklamy w telewizji lub radiu, wyświetlania reklamy w kinie lub umieszczania reklamy na nośniku zewnętrznym reklamy ponad kwotę 1 000 000 zł;
2) zamieszczania reklamy w prasie ponad kwotę 15 000 000 zł
- teraz będzie o daninach: #jajakoliberał uważam, że podatki, jak już nie raz pisałem (i nie raz na mnie P.T. Czytelnicy się denerwowali), powinny służyć tylko i wyłącznie do zapewniania budżetowi państwa niezbędnych przychodów; niezbędnych, czyli tych, które idą na szeroko pojęty interes wspólny — przy czym ów wspólny interes jestem skłonny traktować na tyle szeroko, żeby znaleźć w nim miejsce na coś więcej niż liberalny kanon (wojsko, policja, służba zagraniczna, minimalna administracja, etc.);
- wpływy podatkowe na pewno nie powinny iść na jakieś potworki w typie tuby propagandowej rządu (tzw. mediów publicznych), finansowania synekur dla pociotków i kumpli polityków, tworzenia i ratowania państwowych spółek, etc.,etc.;
- podatki nie powinny stanowić narzędzia kształtowania społeczeństwa, nie powinny wspierać inicjatyw, powstrzymywać niepożądanych zjawisk czy stymulować kierunków rozwoju — niejednolite opodatkowanie oznacza nierówność wobec prawa, a jeśli decydent-polityk decyduje się na wyróżnianie lub deprecjonowanie określonej grupy czy branży, to na równość na pewno liczyć nie możemy;
- podatki nie powinny być także sposobem na jakiekolwiek transfery socjalne (być może z wyjątkiem najuboższych, którzy naprawdę nie potrafią sobie sami z niczym poradzić) — to się tak ładnie nazywa, ale zawsze chodzi o zwykłą korupcję polityczną, niezależnie od tego czy ubierzemy to w urocze beciki i nazwiemy to pomocą państwa w wychowywaniu dzieci, Polskim Bonem Turystycznym czy w jakikolwiek inny sposób;
- co sumaryczne oznacza, że obciążeń podatkowych powinno być tylko tyle, ile konieczne jest do zapewnienia niezbędnych przychodów budżetowych — przeto nadwyżka budżetowa powinna być tak samo karana jak deficyt (bo rząd, który zebrał ich na zapas — ukradł nasze pieniądze na zapas);
- podatki powinny być proste jak konstrukcja cepa (żeby później nie było, że ex-wiceministra oskarżają o mieszanie) — jak VAT, to VAT, jak dochodowy, to dochodowy (choć PIT to oczywiście wielkie zło, ten od wdów i sierot jeszcze większe);
art. 15 ust. 1 ustawy (projekt)
Płatnikiem składki od reklamy internetowej jest usługodawca, który świadczy na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej reklamę internetową, jeżeli łącznie są spełnione następujące warunki:
1) przychody usługodawcy bądź skonsolidowane przychody grupy podmiotów, do której należy usługodawca, bez względu na miejsce ich osiągnięcia, przekroczyły w roku obrotowym równowartość 750 000 000 euro;
2) przychody usługodawcy bądź skonsolidowane przychody grupy podmiotów, do której należy usługodawca, z tytułu świadczenia na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej reklamy internetowej, przekroczyły w roku obrotowym równowartość 5 000 000 euro.
- na pozór podatek od reklam w mediach mieści się w granicach przyzwoitości: nie dość, że „Pandemia SARS CoV-2 dotyka społeczeństwo Polski w wielu sferach życia” (tak brzmi pierwsze zdanie uzasadnienia projektu…), a przecież wiadomo, że nawet jeśli koronawirus nie jest lekiem na całe zło, to „W związku z długofalowymi konsekwencjami pojawienia się i rozprzestrzeniania wirusa SARS CoV-2 oraz jego wpływem na zdrowie społeczeństwa ustawodawca widzi konieczność wprowadzania szczególnych rozwiązań, ułatwiających podejmowanie działań minimalizujących jego skutki dla zdrowia publicznego” (sic!);
- któż by nie chciał oddać ostatniej koszuli na walkę z COVID-19 (odpowiedź: tylko te złe, antypolskie i polskojęzyczne media, które obsobaczają jedynie słuszną i zawsze nieomylną władzę) — więc skoro media żerują na mniej lub bardziej głupawej reklamie, to niech płacą — dodatkową składkę z tytułu reklamy, na NFZ i jeszcze jaki tam zbożny cel;
- w mojej jednak ocenie sprawa jest prosta: Orlen (na Orlenie nie tankuję — nie od dziś skądinąd) sobie poradzi („prezesie Obajtek, dziękuję” ™), media prorządowe sobie poradzą, bo Sakiewiczom i Karnowskim zginąć nie dadzą spółki Skarbu Państwa, Telewizji Kurskiego zawsze można przepchnąć, choćby i palcem posłanki Lichockiej, choćby i dwadzieścia dwa miliardy… — a cała reszta niech płaci;
- trawestując Martina Niemöllera: kiedy przyszli po podatek bankowy milczałem, bo nie byłem bankowcem, jak wymyślili podatek od odpraw dla menedżerów biłem brawo, bo krwiopijcom zabierali, kiedy wprowadzili podatek od sprzedaży detalicznej siedziałem cicho, bo nie jestem handlowcem — kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować…
Q.E.D.