Castelfeder Alpenthal pinot grigio — z ziemi włoskiej Südtirolu do Polski

A skoro już jutro będzie o tym, że tytuł drugiej części opowiastki o alpejskich peregrynacjach był nieco podchwytliwy, dziś czas na kilka zdań o tym, że widzieć o czymś, bo się przeczytało, to nie to samo, co zobaczyć na własne oczyska. A także o tym, że wracając z objazdówki udało mi się kupić parę butelek fajnego wina, na przykład Castelfeder Alpenthal pinot grigio.

Tym zdziwieniem oczywiście jest Südtirol (aka Alto Adige). Ta wysunięta najbardziej na północ część Italii do finału Wielkiej Wojny przynależała do państwa Habsburgów (co dziwić nie musi, ponieważ w wielonarodowościowej monarchii odnajdywało się wiele nacji, a Niemcy nie stanowili w niej większości). Południowy Tyrol przypadł Włochom jako łup wojenny, a może raczej (przyobiecana w Patto di Londra) nagroda (łapówka?) za zmianę frontu i przystąpienie do walk przeciwko swym niedawnym sojusznikom. Później łatwo nie było, wszakże o zdradę swoich (po cichutku, a jakże) oskarżany był sam Adolf Hitler, który zamiast dopełnić obietnicy, że każdy Niemiec będzie mógł mieszkać w Rzeszy, zdecydował się na rozwiązanie dyplomatyczne i nakłanianie do przesiedleń (Option in Südtirol / Opzioni in Alto Adige; dla jasności: anszlus Południowego Tyrolu nie wchodził w rachubę, bo oznaczałoby to zerwanie sojuszu z Benito „nigdy ci tego nie zapomnę” Mussolinim).

Przechodząc na chwilę ad rem: białe wytrawne wino Castelfeder Alpenthal pinot grigio nabyłem właśnie podczas naszego pobytu w Południowym Tyrolu (o czym więcej już jutro). Kosztowało… to było jedno z najtańszych win w tym spożywczaku (kosztowało coś kole 5 euro), ale i tak było warto, bo okazało się naprawdę dobre — czyli takie jak lubię :)

Wracając do dygresji, która chyba stała się tematem przewodnim dzisiejszego tekściku: chociaż Alto Adige jest częścią Italii — prawnie, administracyjnie i politycznie, będąc tam nie sposób nie zauważyć, że to jednak Südtirol. Nie pozwalają o tym zapomnieć: architektura, krajobraz (mnie zaszokowały ciągnące się po horyzont uprawy… jabłek — przy czym ichnie jabłka rosną na krzewach przypominających pomidory: niskie, zwarte, przy palikach), a także nazwy miejscowości (dwujęzyczne, tj. oryginalne, tłumaczone na włoski). O tym, że byliśmy w Południowym Tyrolu przypominał także język na ulicy, w sklepach czy na szlaku górskim (ich bondziorno brzmi prawie jak w wykonaniu Brada Pitta… żartuję oczywiście nie ma żadnego ciao ani buon giornio ;-)
Dla jasności: ja tak się emabluję, ponieważ uwielbiam takie smaczki — ale w żadnym przypadku nie chodzi mi o jakiekolwiek nacjonalizmy — po prostu to kolejny dowód, że jak się ludzie zaprą, to żadna władza nie da rady… a może raczej władze włoskie, bo przecież dyktatura Mussoliniego była mięciutka… (Natomiast informacja, że niemieckojęzyczna ludność Südtirolu jeszcze w latach 70-tych ubiegłego stulecia organizowała zamachy na infrastrukturę państwa mierzi mnie nawet w roku 2022.)

I to by było na tyle, na razie, jeśli chodzi o te rzeczy :-)

(Castelfeder Alpenthal pinot grigio, fot. Olgierd Rudak, CC-BY 2.0)

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
4
0
komentarze są tam :-)x