Czy autocenzura mediów jest sprzeczna z Konstytucją?

W ramach gwarancji wolnego słowa Konstytucja zakazuje cenzury prewencyjnej prasy, to oczywista oczywistość. Czy przepis ten należy uwzględniać także przystosowaniu prawa, a więc powinien brać go pod uwagę sąd orzekający w sprawie o naruszenie dóbr osobistych, unikając orzeczeń tłumiących swobodę wypowiedzi? Czy zakazem tym objęta jest także ewentualna autocenzura mediów wynikająca z obaw przed konsekwencjami przegranego procesu? Czy zatem redakcja medialna, która mityguje ostrość swych publikacji, stosuje zakazaną autocenzurę?


Park Krajobrazowy Dolina Baryczy
Park Krajobrazowy Dolina Baryczy, peryferie Żmigrodu — jak dobrze pójdzie, to teraz będą dominowały takie klimaty (fot. Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)

wyrok Sądu Najwyższego z 19 października 2023 r. (II CSKP 13/22)
Autocenzura wywołana nieproporcjonalną penalizacją wywołuje — z perspektywy prawa społeczeństwa do otrzymywania informacji o sprawach istotnych — skutek podobny do cenzury prewencyjnej, nawet jeśli wymierzenie kary nie ogranicza autorowi możliwości wypowiadania się.

Orzeczenie dotyczyło odpowiedzialności wydawcy prasowego za opublikowany tekst, w którym opisano przyłapanie kobiety na rzekomej próbie kradzieży odzieży w amerykańskim sklepie (rzekomej, ponieważ postępowanie dotyczące przestępstwa zostało umorzone ze względu na brak dowodów winy). Zdarzeniu dużo uwagi poświęcił wydawca dziennika i portalu: w serii 45 prześmiewczych tekstów nazwano kobietę „złodziejką futer i szmat”, która powinna być osadzona w więzieniu — ale nie jest, ponieważ stosuje różne kruczki prawne dla uniknięcia sprawiedliwości.
W ocenie kobiety publikacja przeinaczonych informacji dotyczących jej osoby — całkowicie prywatnej, nie dążącej do zainteresowania medialnego, wcześniej nieobecnej w prasie, acz związanej z mężczyzną będącym osobą publiczną — prowadziła do bezprawnego naruszenia jej dóbr osobistych, zatem do sądu trafił pozew, w którym zażądała przeprosin, usunięcia artykułów oraz 300 tys. zł zadośćuczynienia.

Sąd uznał, że rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości, wprowadzanie czytelników w błąd co do zarzutu popełnienia kradzieży, a także posługiwanie się pejoratywnymi i obraźliwymi epitetami skutkowało naruszeniem prawa do prywatności, dobrego imienia i godności powódki. Wydawca nie zachował przy tym należytej staranności i rzetelności dziennikarskiej, a raczej gonił za sensacją. Z tego względu prawomocnym wyrokiem nakazano przeprosiny, usunięcie tekstów z portalu oraz zasądzono zadośćuczynienie w kwocie 150 tys. zł (kwota była tak wysoka ze względu na wynikające z artykułów dolegliwości w życiu osobistym).

Badając skargę kasacyjną wydawcy Sąd Najwyższy podzielił tę ocenę: publikacja przeinaczonych informacji nie mieści się w zakresie wykonywania działalności prasowej, a więc może prowadzić do bezprawnego naruszenia dóbr osobistych. Ba, biorąc pod uwagę status powódki jako osoby prywatnej bezprawne byłoby nawet opisanie nawet wydarzeń prawdziwych, acz ingerujących w prywatną sferę życia: warunkiem wyłączenia bezprawności byłoby wówczas wykazanie, iż rozpowszechniając informacje media działały w obronie uzasadnionego interesu społecznego — a przecież publikując szyderstwa i rozdmuchując błahą hecę prasa nie realizuje żadnych istotnych wartości („Wątpliwej klasy rozrywka w postaci obcowania z sensacyjną informacją nie stanowi wartości pozwalającej na ingerencję w prywatność osoby, która sama z siebie nie poszukuje zainteresowania opinii publicznej”.)

Niezależnie od tego wydany wyrok naruszał gwarantowaną wolność słowa, a to dlatego, że orzekane przez sąd środki ochrony dóbr osobistych nie powinny skutkować tzw. efektem mrożącym (chilling effect), gdyż może to naruszać konstytucyjny zakaz prewencyjnej cenzury prasy.

Do takiego antykonstytucyjnego skutku prowadzi wyrok, w którym sąd nakazuje publikację przeprosin: sęk bowiem w tym, że już sama obawa przed przegranym procesem i koniecznością publikacji oświadczenia usuwającego skutki naruszenia dóbr osobistych może spowodować, iż wydawcy samodzielnie wdrożą środki zniechęcające dziennikarzy do krytyki i debaty publicznej — będące w istocie cenzurą prewencyjną — a przecież taka autocenzura mediów to też cenzura.

art. 54 Konstytucji RP
1. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane. Ustawa może wprowadzić obowiązek uprzedniego uzyskania koncesji na prowadzenie stacji radiowej lub telewizyjnej.


art. 24 par. 1 kodeksu cywilnego
Ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. W razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności ażeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. (…)

Uznając, że zakazana cenzura prewencyjna nie musi wynikać z działań urzędu cenzorskiego, zaś jako autocenzura mediów i prasy może być także efektem działalności orzeczniczej wymiaru sprawiedliwości, SN uchylił zaskarżony wyrok i zwrócił sprawę do rozpoznania w apelacji.

Zamiast komentarza: pomijając, że być może trudno nazywać wyrokiem stwierdzenie, pod którym podpisuje się trójka neo-sędziów (J. Misztal-Konecka, B. Janiszewska, K. Zaradkiewicz), pogląd wyrażony w uzasadnieniu wydaje się na tyle kontrowersyjny, że dość interesujący. Stosowane z gracją toporu wywody idą pod prąd wszystkiemu, nie tylko przyjętej wykładni art. 24 par. 1 kc, ale nawet rozważaniom dot. meritum sporu (skoro „kaczka dziennikarska” to bezprawie, to jak usprawiedliwiać bezprawie wolnością słowa?!?). Niespecjalnie spójny i logiczny wydaje mi się jednak pogląd, iż obawa przed przegranym procesem i koniecznością ponoszenia konsekwencji może być traktowany jako autocenzura mediów — nie tylko prasa szacuje ryzyko i nie tylko dziennikarze ponoszą konsekwencje swoich poczynań, zaś obalić cały system ochrony dóbr osobistych (bo tak odczytuję te sformułowania) z powołaniem się na jeden przepis ustawy zasadniczej raczej się nie uda…
…co nie zmienia faktu, że nad konkluzjami tych stwierdzeń warto się zastanowić — bo zawsze warto myśleć.

subskrybuj
Powiadom o
guest

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

7 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
7
0
komentarze są tam :-)x