Nieco na przekór medialnym komentarzom pełnym nieuzasadnionego optymizmu (Służby specjalne w Polsce. Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok ws. podsłuchów i billingów — Money.pl; Wyrok TK: musi być niezależna kontrola nad służbami — Panoptykon.org; Trybunał Konstytucyjny podważył część przepisów o retencji danych telekomunikacyjnych (sygn. K 23/11) — VaGla.pl) mój komentarz będzie przepojony uzasadnionym pesymizmem.
Niestety, w moich oczach dzisiejszy wyrok Trybunału Konstytucyjnego dotyczący przepisów zezwalających służbom specjalnym na szeroką tele-inwigilację obywateli (K 23/11) można skwitować podobnym bon motem jak moje ulubione orzeczenie sprzed przeszło 20 lat wydane w epicentrum falandyzowania prawa (czy młodsi P.T. Czytelnicy Czasopisma Lege Artis w ogóle kumają wyraz falandyzować?): Trybunał orzekł, że nasza prywatność jest nienaruszalna — ale jeszcze nie teraz*.
Czytając większość komentarzy mamy jasny obraz sytuacji: nie ma zgody na praktycznie nieograniczony wgląd służb specjalnych w billingi telekomunikacyjne oraz niekontrolowane korzystanie z danych o geolokalizacji (osławione ustalanie tego gdzie poszedł na podstawie danych z BTS) jest sprzeczne z konstytucją. Kontroli musi także podlegać korzystanie przez policję z danych telekomunikacyjnych (na przykład o tym do kogo piszemy esemesy lub kto i kiedy do nas zadzwonił, z jakim adresem IP łączył się nasz komputer), zaś pozyskane dowody, co do których istnieją zakazy ich przeprowadzania ze względu na tajemnicę zawodową (vide sprawa taśm „Wprost”) powinny być niszczone.
Rzecz bowiem w tym — tu pozwolę sobie zacytować komunikat prasowy na stronie Trybunału Konstytucyjnego — że ochronie podlega „nie tylko treść wiadomości, ale także okoliczności procesu porozumiewania się”. Jest jasnym, że na podstawie zgromadzonych danych o naszym przemieszczaniu się (godzinach, kierunkach), adresach odwiedzonych serwisów internetowych, numerach telefonów, na które często dzwonimy, można zbudować całkiem ciekawe dossier każdego z nas. Takie wartości — swoboda komunikacji i ekspresji — podlegają przecież ochronie konstytucyjnej, a zatem jeśli muszą być limitowane przez władze, to powinno to następować z umiarem, według rzeczywistej potrzeby, nigdy natomiast na zasadzie „nagrywamy wszystkich, później wybierzemy niewinnych”.
Niestety pesymistyczny sceptyk może tylko zawołać: dlaczego jest tak źle, skoro jest tak pięknie?!
Otóż dlatego, że spośród pięciu punktów sentencji orzeczenia, w której Trybunał stwierdził złamanie konstytucji aż w czterech przypadkach przepisy ustaw naruszające nasze prawa będę obowiązywały jeszcze przez 18 miesięcy — i to licząc od dnia publikacji wyroku w Dzienniku Ustaw!
Otóż zgodnie z sentencją wyroku przepisy wymienione w części I w punktach 2, 5, 6 i 8 tracą moc dopiero za półtora roku, a są to normy zakwestionowane ze względu na (teraz znów piszę za komunikatem dla mediów):
- nieostrość przepisów zezwalających ABW na przeprowadzenie kontroli operacyjnej w przypadku „przestępstw godzących w podstawy ekonomiczne państwa” (pkt 2 wyroku);
- brak kontroli niejawnego dostępu policji i służb do danych abonenckich, danych o połączeniach i danych lokalizacyjnych (pkt 5 wyroku);
- brak obowiązku zniszczenia dowodów zebranych z naruszeniem przepisów o zakazie ich przeprowadzenia (pkt 6 wyroku, w komunikacie prasowym omyłkowo określony jako pkt 7 sentencji — por. pkt 10 komunikatu prasowego);
- brak obowiązku zniszczenia danych telekomunikacyjnych niejawnie zebranych przez ABW, CBA i SKW, które to dane nie mają znaczenia dla prowadzonego postępowania — ale służby zachowują je sobie „na później i na wszelki wypadek” (pkt 8 wyroku).
Przepisy zezwalające na takie naruszenie naszej prywatności obowiązywać będą jeszcze przez przeszło półtora roku — albowiem sędziowie Trybunału wspaniałomyślnie przyjęli, iż „takie rozstrzygnięcie motywowane było przede wszystkim koniecznością ograniczenia ryzyka braku efektywnych mechanizmów walki z zagrożeniami, a w konsekwencji wzrostu przestępczości, bądź choćby osłabienia możliwości ich zapobiegania czy wykrywania”.
Znaczy się: zagrożenia nie widzimy jednak w niekonstytucyjnej inwigilacji prowadzonej przez służby, nie grozi nam naruszenie naszej prywatności przez tajną policję nagrywającą wszystko jak leci — górę bierze źle pojęty interes państwa (a może interes służb?) sprowadzający się do walki z przestępczością. Wszystko jasne-piękne, ale przecież Trybunał wyraźnie wcześniej mówił, że niedozwolone ma być rejestrowanie jak leci działań nieprzestępczych i „na zaś” — a teraz wszystko wrzuca się do jednego wora (z którego będzie się wyciągało co pasuje i kiedy pasuje, i tak przynajmniej przez najbliższe półtora roku… a jak się rząd i parlament postarają — grę w ciuciubabkę z sądem konstytucyjnym w Polsce nasza legislatura ma nieźle opracowaną — to znacznie dłużej…)
(Jedyny uchylony przepis, co do którego nie będziemy czekać w nieskończoność, dotyczy prawa zachowania przez Służbę Celną „na później” nieprzydatnych danych telekomunikacyjnych pozyskanych w postępowaniach skarbowych (pkt 9 sentencji). Natomiast Trybunał uznał za konstytucyjne m.in. przepisy o: ściganiu przestępstw na podstawie umów międzynarodowych; przyjął, że dostatecznie jasny i precyzyjny jest zwrot o „innych przestępstwach godzących w bezpieczeństwo państwa”, prawidłowe są regulacje oo stosowaniu kontroli operacyjnej do zwalczania przestępstw korupcyjnych, a także o niszczeniu danych telekomunikacyjnych pozyskiwanych przez wywiad skarbowy.)
Podsumowując można powiedzieć, że to bardzo dobrze, że Trybunał wreszcie rozpoznał wnioski dotyczące aktów prawnych ingerujących w nasze tajemnice — oraz bardzo dobrze, że zauważył, że w niektórych przypadkach ingerencja ta przeradza się w gwałt na prywatności. Bardzo niedobrze natomiast, że jakieś wyższe racje sprawiły, że jeszcze przynajmniej przez 18 miesięcy będziemy podlegać temu niekonstytucyjnemu ustawodawstwu (mówię „przynajmniej”, bo teoretycznie parlament może przeforsować nowe ustawy wcześniej… ale nie kojarzę poważniejszych spraw, w których ustawodawca nie wykorzystałby całego okresu oddanego przez Trybunał Konstytucyjny (i nie narzekał, że to tak mało czasu, a roboty taka masa…)
PS właściwie to chyba można jeszcze raz poczytać „O nieważnej dyrektywie naruszającej prywatność internautów”.
* To moja autorska parafraza czyjegoś komentarza do uchwały TK po odwołaniu Marka Markiewicza z posady przewodniczącego KRRiTV przez prezydenta Lecha Wałęsy, który brzmiał „Trybunał orzekł, że prezydent może złamać prawo, ale tylko raz” (W 7/94).