Czy psią pseudohodowlę można z definicji traktować jako znęcanie się nad zwierzętami? Przybytek taki zwykle polega na trzymaniu mnóstwa zwierzaków w nieprawdopodobnych warunkach, często zaniedbanych, rozmnażanych byle jak — wciskaniu klientom modnych psiaków jak leci, byle tańszym kosztem, za dość atrakcyjną cenę, jak towar w dyskoncie.
Popatrzmy co można o tym powiedzieć z orzecznictwem w ręku (nieprawomocny wyrok SR w Legionowie z 6 marca 2019 r., II K 302/18).
Orzeczenie wydano w sprawie kobiety oskarżonej o rażące zaniedbanie należących do niej psów — trzymane w brudnych malutkich klatkach (przeznaczonych dla ptaków i gryzoni) lub kojcach zwierzęta były zapuszczone i schorowane, zarośnięte brudem, toczone przez pasożyty, nieleczone, miały przerośnięte pazury, połamane zęby, pchły, etc. etc. — co zostało zakwalifikowane jako znęcanie się nad zwierzętami. Oskarżona łącznie w swojej pseudohodowli miała 63 psy (same shih-tzu, maltańczyki i West Highland white terriery — czyli to, na co obecnie jest popyt…) — akt oskarżenia obejmował wszystkie 63 egzemplarze… (co ciekawe kobieta miała też trzy kundelki, które jednak żyły w dobrych warunkach).
art. 4 pkt 11 ustawy o ochronie zwierząt
Ilekroć w ustawie jest mowa o:
11) rażącym zaniedbaniu” — rozumie się przez to drastyczne odstępstwo od określonych w ustawie norm postępowania ze zwierzęciem, a w szczególności w zakresie utrzymywania zwierzęcia w stanie zagłodzenia, brudu, nieleczonej choroby, w niewłaściwym pomieszczeniu i nadmiernej ciasnocie;
Pomysł na biznes przyszedł kobiecie do głowy w 2016 r., kiedy to postanowiła założyć hodowlę. Zgłosiła się w „Stowarzyszeniu (…) w L.” (nie wiem czy podpowiedzią może być sąd, ale pasuje do Stowarzyszenia Właścicieli Kotów i Psów Rasowych w Legionowie o bardzo ciekawym składzie osobowym organów), ale nie zapłaciła składek, przez co hodowla nie została zarejestrowana (por. „Czy krycie suki psem, który zapomniał zapłacić składki na ZKwP, jest wykroczeniem?”) — a jednak zaczynając od czterech psów, dokupując i rozmnażając zwierzęta (w 2016 r. sprzedała 10-12 sztuk, w 2017 r. oszczeniło się jej osiem suk, ale nie wystawiła żadnego szczeniaka) do września 2017 r. uzbierały się jej 63 zwierzęta…
art. 6 ust. 2 pkt 10 ustawy o ochronie zwierząt
Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności:
10) utrzymywanie zwierząt w niewłaściwych warunkach bytowania, w tym utrzymywanie ich w stanie rażącego zaniedbania lub niechlujstwa, bądź w pomieszczeniach albo klatkach uniemożliwiających im zachowanie naturalnej pozycji;
Zdaniem oskarżonej zarzuty były pozbawione podstaw: nie ma przepisów, które regulowałyby wielkość klatek, w których trzymane są tak małe psy, nie ma także zakazu hodowania psów w klatkach po drobiu i fretkach — więc nie można jej czynić takich zarzutów. Zgadza się, że część psów miała pasożyty, a od nich alergię, ale poza tym wszystkie zwierzęta miały świetne warunki, były czyste i wykąpane, miały stały dostęp do wody, były odrobaczane i pod stałą kontrolą lekarza (ale nie wszystkie były zaszczepione, bo nie było jej stać na zastrzyki dla wszystkich psiaków). Jeśli w kojcach było brudno, to tylko dlatego, że przecież nie da się tego wszystkiego upilnować na okrągło, a kontrola wpadła jeszcze przed sprzątnięciem klatek. Jeśli były pchły to tylko dlatego, że „preparat F.” był bezskuteczny, więc trzeba było wielokrotnie dezynfekować cały dom. Hodowlę zgłosiła, ale jak się dowiedziała, że trzeba jeszcze wnieść opłatę, to zrezygnowała — przez cały ten czas nie wiedziała, że brak skutecznej rejestracji hodowli wyklucza rozmnażanie psów w celu ich sprzedaży.
Sąd nie miał wątpliwości, że nawet trzymanie małych psów w niedostosowanych klatkach nie pozwala na tryb życia właściwy ich naturze — psy mają swoje potrzeby, które czasem polegają na tym, że chcą pobiegać, a czasem chcą uniknąć niechcianej bliskości innego psa, bo przecież
psy niezależnie od rasy potrzebują możliwości swobodnego ruchu, wzajemnej interakcji i to także nie jest wiedza specjalistyczna, ale jest to wiedza powszechna.
Podobnie ocenić należy brak odseparowania zwierząt chorych od zdrowych oraz zapewnienie kąpieli „dwa, trzy razy w roku” — doświadczenie życiowe sądu podpowiada, że „każdy odpowiedzialny posiadacz psa nie ograniczyłby się do nawet trzykrotnej kąpieli psa w ciągu roku”, nie mówiąc o sprzątaniu kojca, które być może byłoby niepotrzebne, gdyby psy jak należy wychodziły na spacer.
Cała reszta dywagacji oskarżonej to wyłącznie polemika z udowodnionymi faktami, zwłaszcza zeznaniami świadków, którzy potwierdzili, że w pseudohodowli był potworny bałagan, a zwierzęta były kompletnie zapuszczone („psy rasy Maltańczyk koloru białego były żółte, w pierwszej chwili nie zorientowałam się, że to jest ta rasa” — to słowa jednego ze świadków).
Powołany biegły ocenił, iż warunki, w jakich przetrzymywane były zwierzęta stanowiły rażące zaniedbanie (różnica między „zaniedbaniem” a „rażącym zaniedbaniem” zdaniem sądu „ma zasadnicze znaczenie przy przyjęciu kwalifikacji prawnej czynu”) — ogół działań i zaniechań zadawał psom ból i cierpienie, bo takie były skutki nieodpowiednich warunków bytowych jak i stan zdrowia. (Na marginesie: mimo niejasnych dla mnie rozważań o znaczeniu „rażącego zaniedbania” dla oceny tego co robiła i czego nie robiła właścicielka pseudohodowli, później sąd przytomnie zauważa, że definicja znęcania się nad zwierzętami jest na tyle otwarta („w szczególności”), że zachowanie człowieka nie musi podpadać wprost pod żaden z punktów w art. 6 ust. 2 ustawy — są to tylko przykładowe, typowe przypadki znęcania się; różnica jest taka, że jeśli zachowanie odpowiada któremuś z tych punktów, to sąd nie musi już ustalać czy powodowało ono ból lub cierpienie zwierzęcia.)
Oczywiście nie można zanegować, że zdaniem oskarżonej robiła ona wszystko by psy miały jak najlepsze warunki — ale taka samoocena wyłącznie dowodzi obniżonego krytycyzmu i powierzchownej oceny własnych działań — co wszakże nie wyklucza przyjęcia, iż działała ona umyślnie z zamiarem bezpośrednim realizacji znamion występku (w orzecznictwie przyjmuje się, że zamiar odnosi się do samej czynności sprawczej, a nie do spowodowania cierpień lub bólu u zwierzęcia, por. wyrok SN w sprawie misia Mago, V KK 187/09).
Prowadzenie pseudohodowli — przez oskarżoną, której „brak jest w ogóle świadomości co do planowej działalności kynologicznej” (oskarżona sama przyznała, że jako reproduktor służył jej tylko jeden samiec, co „niezbicie wskazuje, że nie było żadnej selekcji reprodukcyjnej”) i z naruszeniem zakazu określonego w art. 10a ust. 2 ustawy o ochronie zwierząt — oznacza znęcanie się nad zwierzętami, zwłaszcza, że zagrażało ich życiu i zdrowiu — zatem stanowi przestępstwo o którym mowa w art. 35 ust. 1a ustawy.
Uznając kobietę winną zarzucanego jej przestępstwa sąd skazał ją na 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, nakazując w tym okresie informowanie kuratora (co miesiąc) o przebiegu okresu próby; ponadto orzeczono przepadek 63 psów poprzez przekazanie ich organizacji społecznej, która w postępowaniu występowała jako oskarżyciel posiłkowy, a także zakazano prowadzenia wszelkiej działalności w zakresie handlu i hodowli zwierząt przez okres 2 lat.
Nie orzeczono natomiast zakazu posiadania psów — bo przecież pozostały przy niej te trzy kundelki, którymi kobieta opiekowała się we właściwy sposób.
Zamiast komentarza: oprócz dość absurdalnego zarzutu, że psy były kąpane co najwyżej trzy razy w roku (Kuata była kąpana tylko raz w jej życiu — czekam na akt oskarżenia), w uzasadnieniu wyroku pojawiło się także zdanie, które osobiście uznaję za żart — lub jako wyraz wysokiej wiedzy wysokiego sądu o specyfice pielęgnacji tych ras:
Oskarżona sama twierdziła, że nie wysuszała psom włosów na pysku po posiłku, że codziennie nie wyczesywała im sierści, nie myła im zębów, przemywała oczy nie częściej niż dwa razy w tygodniu, kąpała je nie częściej niż raz na półtora miesiąca.
Q.E.D.