A teraz coś z nieco innej beczki: czy można zastosować dyscyplinarne zwolnienie pracownika za współpracę z konkurencją? Na przykład redaktora zatrudnionego na umowę o pracę, którego zadania dziennikarskie są na tyle epizodyczne, że podejmowane są na podstawie umowy o dzieło? A czy w ogóle zagrożenie dla powodzenia biznesu pracodawcy (na przykład wydawcy prasowego) może być podstawą zwolnienia z pracy bez wypowiedzenia? wyrok Sądu Najwyższego z 6 grudnia 2018 r., II PK 231/17).
Orzeczenie dotyczyło redaktorki (sekretarza redakcji) zwolnionej z pracy w trybie dyscyplinarnym — za to, że przeprowadzony przez nią arcy-atrakcyjny wywiad (z „osobą medialną, która nie udzielała często wywiadów i miała interesujące życie prywatne”) został opublikowany w konkurencyjnym tytule.
Dowiedziawszy się o publikacji wywiadu pracodawca rozwiązał umowę o pracę bez wypowiedzenia jako przyczynę wskazując: (i) ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych — przygotowanie artykułu dla konkurencji mimo bezwzględnego zakazu; (ii) naruszenie podstawowych obowiązków sekretarza redakcji, w szczególności poprzez zatwierdzanie tekstów zawierających błędy merytoryczne; (iii) utratę przez pracodawcę zaufania wskutek powyższych okoliczności.
Kobieta (która była w wieku przedemerytalnym, zatem korzystała z ochrony wynikającej z art. 39 kp) odwołała się od dyscyplinarki do sądu pracy.
Sąd prawomocnie oddalił powództwo o przywrócenie redaktorki do pracy: pracownica dopuściła się ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych w zakresie dbałości o dobro zakładu pracy (art. 100 par. 2 pkt 4 kp) — bo przygotowany wywiad powinna była przedstawić swojemu pracodawcy, który mógłby w ten sposób uatrakcyjnić wydawane czasopismo, co przełożyłoby się na sprzedaż tytułu. Opublikowanie materiału w konkurencyjnej redakcji stanowiło naruszenie obowiązku lojalności pracowniczej — mimo braku zawarcia umowy o zakazie konkurencji (art. 101(1) kp), podejmowania innej pracy bez zgody pracodawcy zakazywała umowa o pracę, zaś prowadzenia działalności konkurencyjnej zakazywał regulamin pracy. Powódka nie może powoływać się na fakt, iż dla konkurencyjnego wydawcy pisali inni autorzy — byli oni wolnymi strzelcami, nie wiązał ich stosunek pracy ze stroną pozwaną.
W skardze kasacyjnej pełnomocnik powódki powołał się m.in. (i) na praktykę wydawcy, który dopuszczał współpracę autorów z konkurencją (gdyby redaktorka miała inne przekonanie, opublikowałaby wywiad pod pseudonimem, art. 15 pr.pras.), zwłaszcza, że redaktorka naczelna jednego z pism wydawanych przez pracodawcę sama udzieliła wywiadu konkurencyjnemu tytułowi; (ii) fakt, że działalność dziennikarska powódki była prowadzona tylko w oparciu o umowę o dzieło, więc nie należała do elementów stosunku pracy (który dotyczył tylko stanowiska sekretarza redakcji); (iii) klauzula o zakazie podejmowania zatrudnienia bez zgody pracodawcy nie jest zakazem konkurencji (a w dodatku narusza wolność pracy, art. 65 Konstytucji RP i art. 10 kp), zaś zakaz konkurencji nie może wynikać z regulaminu pracy; (iv) zaś oba czasopisma nie są wobec siebie konkurencyjne (nawet jeśli wcześniej stwierdził tak UOKiK).
Badając skargę kasacyjną Sąd Najwyższy przypomniał, iż każdemu przysługuje wolność wyboru i wykonywania zawodu oraz wyboru miejsca pracy, wolność ta może być ograniczona ustawowo (np. w odniesieniu do pracowników jednostek publicznych). Wolność taka może być ograniczona także umownie, nawet w przypadku zawodu dziennikarza, który jest tradycyjnie postrzegany jako wolny zawód, a także nie musi odnosić się do działalności stricto konkurencyjnej wobec pracodawcy, jeśli uzasadnia to rzeczywisty interes pracodawcy, a pracownik otrzymuje wynagrodzenie rekompensujące owo ograniczenie.
Co innego jeśli sytuacja ekonomiczna zmusza pracownika do poszukiwania innego źródła zarobku — w takim przypadku zakaz podejmowania dodatkowej pracy może być oceniany jako naruszenie swobody zatrudnienia (redaktorka zarabiała 9 tys. złotych miesięcznie, co SN uznał za rekompensujące wyłączność zatrudnienia u wydawcy).
Pracodawca może także zobowiązać pracownika, w drodze polecenia pracowniczego, o zamiarze podjęcia dodatkowej aktywności, o ile dotyczy to pracy i nie jest sprzeczne z umową o pracę i prawem — naruszenie takiego obowiązku, które skutkuje zagrożeniem dla dobra zakładu pracy, może uzasadniać rozwiązanie stosunku pracy bez wypowiedzenia na podstawie art. 52 par. 1 pkt 1 kp (por. wyrok SN z 19 stycznia 2017 r., II PK 33/16). Zakaz konkurencji nie może natomiast wynikać z regulaminu pracy, albowiem jego rolą jest ustalenie organizacji i porządku w procesie pracy.
Nie oznacza to jednak, że pracodawca może żądać każdej informacji wykraczającej poza zakres świadczenia pracy: czas wolny pracownika jest jego sprawą prywatną, zaś żaden przepis kodeksu pracy nie uprawnia pracodawcy do żądania podania przez pracownika danych osobowych dotyczących planów zawodowych (art. 22(1) par. 4 kp).
Informacja o zamiarze spożytkowania czasu wolnego pracownika należy do sfery prywatności, a więc jest jego dobrem osobistym, którego pozostaje on dysponentem.
Zdaniem SN postanowienie umowne, w myśl którego „pracownik obowiązany jest w szczególności nie podejmować innej pracy lub zatrudnienia bez zgody pracodawcy”, które dotyczy każdego rodzaju pracy można uznać za „klauzulę abuzywną” (sic!) — na aprobatę zasługuje natomiast jego wykładnia jako zakaz współpracy z konkurencyjnymi czasopismami, co pozwala na uznanie, iż zaoferowanie atrakcyjnego artykułu konkurencji było nielojalnością i naruszeniem obowiązków pracowniczych. Jest to istotne zarówno w odniesieniu do oceny stopnia winy powódki — zaś siła owego zawinienia przekłada się na uprawnienie do zastosowania dyscyplinarki.
W sprawie nie ustalono jednak jaki dokładnie był zakres obowiązków powódki wynikający z zajmowanego stanowiska sekretarza redakcji, czy wyrażony w umowie zakaz odnosił się tylko do porównywalnej pracy w redakcji innego czasopisma, czy mógł obejmować inne czynności dziennikarskie (jak np. pisanie artykułów), w tym jednorazowe przygotowanie wywiadu dla innego wydawcy. Prawo prasowe nie reguluje tych obowiązków, zwyczajowo sekretarz redakcji zajmuje się czynnościami administracyjnymi i organizacyjnymi, nadzorem nad wydaniami — co do zasady nie zajmuje się pisaniem artykułów (nie jest dziennikarzem sensu stricto).
Z tego względu trudno powiedzieć czy powódce można zarzucać świadomość tego, że również jednorazowa umowa o dzieło mieści się w zakazie podejmowania dodatkowego zatrudnienia — zwłaszcza, że stale współpracujący z redakcją freelancerzy zakazów takich nie mieli, zaś redaktorka naczelna innego tytułu należącego do talii wydawcy pojawiła się na okładce pisma należącego do konkurencji.
Nie jest także jasne czy rzeczywiście doszło do narażenia wydawcy na stratę finansową, bo nikt nie zbadał wyników sprzedaży, a „ilość utalentowanych osób (w tym celebrytów) o interesującym życiu osobistym jest znaczna” (LOL). Dobrem zakładu pracy nie może być też przecież napisany artykuł — może nim być interes pracodawcy polegający na osiąganiu zysków (ze sprzedaży egzemplarzy i z reklam), bo przecież dziennikarstwo to biznes — ale jednak ani sukces ekonomiczny, ani osiągnięcie dominującej pozycji na rynku nie może być jedynym miernikiem zachowania pracownika przez pryzmat art. 52 par. 1 pkt 1 kp (zwłaszcza, że w tym samym czasie wydawca zwolnił trzech pracowników w okresie przedemerytalnym).
Poszukiwanie maksymalnie atrakcyjnych tematów i fotografii, a w przypadku tabloidów skupienie się na krwi, przemocy i pieniądzach, już od końca XIX wieku determinowały pracę mediów. Dzięki zmianie w wymienionym kierunku tematyki gazety „New York Word” twórca nowoczesnego dziennikarstwa Joseph Pulitzer zwiększył jej nakład z 15 do 600 tysięcy egzemplarzy. Sukcesowi finansowemu towarzyszył jednak narzucony pracownikom rygor oraz stłumienie drewnianymi pałkami bojówkarzy strajku dzieci, którym obniżono wynagrodzenie za sprzedawane gazety. Również obecnie, w dobie Internetu i technologii satelitarnych Rupert Murdoch – mimo, iż podkreślał, że zawsze był bardziej zainteresowany zawartością jego 150 gazet, stanowiskami politycznymi dnia, dreszczykiem emocji, komunikacją z ludźmi poprzez słowa, niż aspektem czysto biznesowym, nie uniknął skandalów związanych z korumpowaniem ludzi władzy i bezprawnym hakowaniem prywatnych wiadomości, ironicznie konstatując, że „monopol jest straszny, aż go osiągniesz”.
Ponieważ wszystkich tych okoliczności — a także stopnia zawinienia po stronie powódki — nie wzięto pod uwagę, SN zdecydował o uchyleniu zaskarżonego wyroku i zwrocie sprawy do ponownego rozpoznania.