Czy podmiot oferujący polisolokaty może marketingowo ogrywać hasło „100% ochrony kapitału”, pomijając informacje o ryzyku inwestycyjnym i opłacie likwidacyjnej — wyjaśniając takie detale drobnym druczkiem w dokumentach podpisywanych przez klientów — czy jednak takie działanie może być traktowane jako wprowadzenie konsumentów w błąd? Czy wprowadzaniem w błąd będzie przedstawianie elementów ubezpieczeniowych polisolokaty wyłącznie jako niezbędnych dla uzyskania odporności na podatek Belki — jeśli klient przychodzi po prostu po lokatę? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 30 października 2018 r., sygn. akt VII AGa 1346/18).
Orzeczenie wydano w sprawie z odwołania przedsiębiorcy od decyzji UOKiK, w której uznano praktykę przedsiębiorcy oferującego polisolokaty polegającą na wprowadzaniu konsumentów w błąd co do ryzyka inwestycyjnego — wyeksponowanie korzyści związanych z inwestycją i równoczesne ukrywanie informacji o ryzyku strat, a także ukrywania informacji o opłatach likwidacyjnych — za nieuczciwą praktykę rynkową (art. 5 ust. 3 pkt 2 w zw. z art. 5 ust. 1 oraz art. 4 ust. 1 i 2 upnpr), a przez to praktykę naruszającą zbiorowe interesy konsumentów (art. 24 ust. 1-2 uookik).
W wydanej decyzji UOKiK ukarał przedsiębiorcę karą w wysokości 1,67 mln złotych oraz nakazał publikację decyzji na stronie głównej spółki przez 1 rok.
art. 5 ust. 1 ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym
Praktykę rynkową uznaje się za działanie wprowadzające w błąd, jeżeli działanie to w jakikolwiek sposób powoduje lub może powodować podjęcie przez przeciętnego konsumenta decyzji dotyczącej umowy, której inaczej by nie podjął.
Sąd prawomocnie oddalił odwołanie przedsiębiorcy: działanie przedsiębiorcy polegało m.in. na tym, że sprzedawców szkolono by podkreślali, że inwestycja ma „100% ochronę kapitału”, ale już podpisywane dokumenty mówiły o tym, że celem funduszu jest osiągnięcie na koniec okresu ubezpieczenia równowartości 100% zadeklarowanej składki. Informacje marketingowe, w tym słupki i wykresy nie uwzględniały żadnych ryzyk (i tylko drobnym druczkiem poniżej było napisane, że ubezpieczyciel nie gwarantuje osiągnięcia podobnych wyników w przyszłości), indeksy były tylko danymi hipotetycznymi (i nie wynikały z danych historycznych). Co więcej szereg istotnych informacji („fundusz, dzień wyceny, wartość rachunku udziałów, wartość udziałów jednostkowych”) było podawanych klientom fachowym językiem, który wymagał specjalistycznej wiedzy — więc konsumenci ich nie rozumieli.
Wykorzystywanie profesjonalnej wiedzy w celu wprowadzenia w błąd i nadużywanie braku doświadczenia konsumentów jest sprzeczne z dobrymi obyczajami i może zniekształcić zachowanie rynkowe przeciętnego konsumenta, który przecież nie jest profesjonalistą w zakresie finansów (strona pozwana próbowała przekonywać, że z polisolokat korzystają bardziej wyrobieni klienci — ale sąd przytomnie zauważył, że produkty te wciskano wszystkim, który przyszli do banku, jak leci). Tymczasem przeciętny konsument ma prawo zakładać, że doradca finansowy jest osobą wiarygodną, zaś otrzymywane informacje o stopie zwrotu traktuje dosłownie i jednoznacznie — nie można zakładać, że jest sceptyczny i samodzielnie orientuje się w zawiłościach rynku w sposób wystarczający dla oceny otrzymywanych zapewnień.
Aby zakwalifikować takie działanie przedsiębiorcy jako niedozwoloną praktykę w rozumieniu przepisów o ochronie konkurencji nie ma konieczności ani wykazania, iż doprowadziła ona do powstania konkretnych skutków (np. że klienci ponieśli straty lub zmuszeni zostali do poniesienia kosztów opłaty likwidacyjnej), zaś odpowiedzialność przedsiębiorcy nie wymaga stwierdzenia umyślności i zawinienia. Nie ma też znaczenia czy liczba skarg była niewielka w stosunku do liczby sprzedawanych polisolokat (sąd podkreślił, że ilość skarg nie była znikoma — ba, były organizowane pikiety i protesty, a nawet składano zawiadomienia do prokuratury; ba, treść skarg potwierdza zarzuty — m.in. „poinformował nas, że po 6 miesiącach możemy wypłacić, bez straty, a tylko z zyskiem” lub „Zostałem poinformowany i jednoznacznie zapewniony o stuprocentowej gwarancji kapitału, nie poinformowano mnie jednocześnie o jakimkolwiek ryzyku co do ochrony kapitału, który miałem uiszczać po podpisaniu tej umowy ubezpieczenia”), co nie pozwala na przyjęcie, iż pozostali klienci byli zadowoleni i nie czuli się wprowadzani w błąd.
Na negatywną ocenę działań pozwanego nie ma też wpływu fakt, iż oferowanie produktów inwestycyjnych nie jest w Polsce zakazane (więc nie była to działalność bezprawna), ani też to, że z punktu widzenia spółki jej przedsięwzięcie było racjonalne. Nie ma też znaczenia, iż konsumenci pisemnie potwierdzali otrzymanie informacji dotyczących produktów finansowych — taki podpis oznacza tylko i wyłącznie, że klient dokumenty dostał, ale nie oznacza, że je zrozumiał, ani tym bardziej nie można przez to domniemywać, że treść dokumentów nie wprowadzała w błąd konsumentów.
W sprawie jednoznacznie ustalono, iż konsumentów obciążały następujące ryzyka:
-
„ryzyko utraty części środków zgromadzonych w ramach ubezpieczenia, w przypadku rezygnacji z ubezpieczenia przed końcem okresu ubezpieczenia;
-
ryzyko rynkowe przez które rozumie się ryzyko utraty części wpłaconej składki, gdyż w okresie ubezpieczenia wartość udziału jednostkowego może ulegać znacznym wahaniom ze względu na wycenę instrumentów finansowych wchodzących w skład funduszu;
-
ryzyko kredytowe, które obejmuje ryzyko niewypłacalności emitentów instrumentów finansowych, w których lokowane są aktywa funduszu, ryzyko kontrahentów, od których towarzystwo ubezpieczeń nabywa instrumenty finansowe wchodzące w skład aktywów Funduszu, oraz ryzyko depozytariuszy lub banków;
-
ryzyko ograniczonej płynności, które jest związane z dokonywaniem wpłat Wartości wykupu bez możliwości wpłat częściowych w trakcie trwania okresu ubezpieczenia;”
a mimo takich klauzul pozwany posługiwał się zapewnieniami o „100% ochronie kapitału” lub o gwarancji kwartalnej wypłaty zysków — bez informacji jak to pojęcie należy interpretować.
Wprowadzaniem w błąd konsumentów było także pomijanie skutków ubezpieczeniowego charakteru polisolokaty (formalnie grupowego ubezpieczenia na życie i dożycie z ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi) — ze skarg wynika, że klienci przychodzili po długoterminowe lokaty bankowe, z możliwością ich wycofania w każdej chwili, a sprzedawcy powiązanie z ubezpieczeniem tłumaczyli wyłącznie możliwością uniknięcia podatku Belki.
Q.E.D.