Krótko i na temat, bo jak ktoś chce uderzyć psa, to niedługi kij zawsze się znajdzie: nie od dziś wiadomo, że publicyści powinni zajmować się publicystyką (opisywaniem swoich wyobrażeń o rzeczywistości), zaś historię lepiej opisują historycy — co nie oznacza, że czasem nie warto sięgnąć po lekturę otrzeźwiającą. Taka oto refleksja naszła mnie po skończeniu książki „Polityka Becka” pióra Stanisława Cata-Mackiewicza.
A mianowicie, w niemałym skrócie:
- zaczynając od tła, które tłem wcale nie jest: Stanisław Cat-Mackiewicz (brat jakże uroczyście uhonorowanego przez parlament Józefa Mackiewicza) w okresie międzywojennym był zawziętym publicystą, najsamprzód konserwatywnym piłsudczykiem (sic!), później krytykiem sanacyjnej polityki (za co na czas jakiś zamknięto go w Berezie Kartuskiej) i „filohitlerowcem” (cytuję za Wikipedią, która cytuje samego zainteresowanego); po wojnie pisarzem emigracyjnym, co wcale nie przeszkodziło mu podpisać kwitów o współpracy z komunistyczną bezpieką — i wrócić na łono PRL;
- wracając ad rem: „Polityka Becka” to przejaw poplątanej publicystyki, w której Stanisław Cat-Mackiewicz wprawnie miesza swoje opinie z faktami, a fakty… te, które nie odpowiadają wyobrażeniom autora są po prostu spychane na bok; strzelam, że było łatwiej, ponieważ rzecz powstała fest post factum, kiedy każdy jest mądrzejszy, bo przecież z perspektywy czasu dobrze widać, że wszystkie wydarzenia po drodze prowadziły do nieubłaganego końca;
- krytykując politykę II Rzplitej po Piłsudskim autor przykłada wszystko do jasnego i oczywistego założenia, że Hitler (tu już zwany „zamawiaczem szczurów”) nie miał wobec Polski złych zamiarów, a jego jedynym, a na pewno głównym założeniem był atak na Zachód, w tym na Wielką Brytanię — Anglia o tym dobrze wiedziała, więc cała jej polityka zmierzała wyłącznie do odsunięcia tego momentu w czasie, w tym do odwrócenia uwagi nazistowskich Niemiec na wschód;
- stąd też karygodnym błędem (niezbyt mądrego, bo przedkładającego własny splendor nad interesy kraju) ministra spraw zagranicznych Józefa Becka było nie tyle danie angielskim gwarancjom wiary, ale też gra pod tę politykę: Brytyjczycy mieli celowo napuścić Hitlera na Czechosłowację, żeby podpowiedzieć wschodni kierunek ekspansji — Trzecia Rzesza miała zetrzeć się ze Związkiem Sowieckim, a na drodze czemu stała Polska, więc Anglikom nie chodziło o nic innego, jak doprowadzić do utworzenia niemiecko-sowieckiej granicy, ponieważ w ten sposób „oszczędzało się krew żołnierza brytyjskiego”;
- no i dlatego właśnie premier Chamberlain miał celowo udzielać złudnych deklaracji, żeby skłócić nas z zachodnim sąsiadem; a przecież Polska miała z Niemcami pakt o nieagresji, którego Hitler nie miał zamiaru łamać — i dopiero przyjęcie przez Becka gwarancji okazało się „jedną z najbardziej tragicznych dat w historii Polski”, bo obowiązkiem rządu było „wywołać taki stan rzeczy, przy którym Polska weszłaby do wojny jak najpóźniej” (taką przebiegłością wykazał się Stalin), a tymczasem skończyło się zerwaniem porozumienia przez Hitlera;
- (gwoli przypomnienia: podobne wyobrażenia doprowadziły do jeszcze głębszych rojeń Władysława Studnickiego);
- tymczasem udokumentowana prawda jest taka, że Hitler już w „Mein Kampf” domagał się nie tylko zjednoczenia wszystkich Niemców w jednej Trzeciej Rzeszy (zdaje się, że już wówczas czynił wyjątek dla Südtirolu), ale też pisał o konieczności uzyskania Lebensraumu na wschodzie — zaś jeszcze kilka lat po dojściu do władzy odżegnywał się od złowrogich zamiarów na Zachodzie;
- ba, Anglię postrzegał zdecydowanie jako sojusznika, dlatego tak bardzo nie mógł uwierzyć w wypowiedzenie mu przez Londyn wojny (3 września 1939 r.) i tak bardzo mocno był przekonany, że „dziwna wojna” oznacza możliwość szybkiego zakopania topora wojennego (wiarą tą tak mocno była przepojona cała nazistowska wierchuszka, że do dziś niewyjaśniona eskapada Rudolfa Hessa raz wydaje się samowolką szaleńca, a raz tajną misją pokojową); było mu o tyle łatwiej, że część elit angielskich odwzajemniała te uczucia (ale nie Winston Spencer Churchill, który popełnił w życiu mnóstwo błędów, ale jego ocena hitleryzmu była od początku właściwa);
- to wszystko nie oznacza, że „Polityki Becka” nie warto przeczytać; warto, choćby po to, żeby zapoznać się z poglądami Cata-Mackiewicza na postawę władz polskich w/s wykorzystania Kraju Sudeckiego przez Niemcy dla „odzyskania” Śląska Cieszyńskiego (żeby nie było: jest krytyczny, a to właśnie dlatego, że ogólnie rozumiano sytuację jako solidaryzowanie się z Niemcami), o pozycji i roli Austrii jako punktu zapalnego na linii Niemcy-Italia, o Gdańsku jako punkcie zapalnym na linii Niemcy-Polska — a i nie zawadzi tych kilka złośliwostek pod adresem jakże żądnego prestiżu Becka…
…jak dla mnie bomba, choć z wieloma tezami się nie zgadzam — ale kto myśli, że czytać trzeba tylko te rzeczy, z którymi się zgadza, to kiep i trąba.
(Stanisław Cat-Mackiewicz, „Polityka Becka”, wyd. Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, na papierze 198 stron; fot. Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)