Czy media, które chcą ujawnić podwójne życie polityka — który programowo broni wartości rodzinnych, ale prywatnie ma kochankę (asystentkę z biura poselskiego) — mogą ujawnić tożsamość kobiety, a także opublikować jej zdjęcia i treść ich korespondencji? Czy jednak oznacza to naruszenie jej prywatności i wizerunku?
wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 3 czerwca 2020 r. (I ACa 26/20)
Nawet osoba publiczna ma prawo do prywatności i niedopuszczalne jest śledzenie, fotografowanie i upublicznianie fotografii robionych z ukrycia.
Sprawa zaczęła się od opublikowania w dzienniku prasowym i na portalu internetowym wydawcy szeregu informacji dotyczących życia pewnej kobiety — imienia i nazwiska, wieku, wizerunku, miejsca zamieszkania i zatrudnienia, wykonywanej funkcji, a także przynależności do określonej partii politycznej — a także informacji, z których wynikało, że kobieta ma romans z pewnym posłem. Zdaniem kobiety ujawnione informacje nie tylko pozwalały na jej identyfikację, ale także naruszały jej prywatność, sposób prezentacji treści miał charakter seksistowski — w publikacji zbudowano jej obraz jako osoby dającej się wykorzystywać seksualnie, naiwnej, kochliwej, dającej sobą pomiatać, dla której najważniejszy jest wygląd fizyczny, którą kochanek namawiał do aborcji. Rozpowszechnienie szeregu nieprawdziwych informacji naruszało jej dobra osobiste w postaci prawa do prywatności i życia intymnego, tajemnicy korespondencji, godności i dobrego imienia, zatem w pozwie do sądu zażądała m.in. przeprosin, 200 tys. złotych zadośćuczynienia, a także zaprzestania dalszych naruszeń i usunięcia artykułów z internetu.
Zdaniem pozwanej spółki powódka od lat jest działaczką partyjną, asystentką pewnego europosła, która weszła w relację intymną z innym posłem. Publikowane informacje dotyczyły osoby posła, co wyklucza przyjęcie, iżby mogło dojść do naruszenia dóbr osobistych kochanki — zarazem informacje są prawdziwe, materiał zebrany starannie i rzetelnie, zaś ujawnieniu wiadomości przyświecał uzasadniony cel społeczny, zatem uwzględnienie roszczeń byłoby tożsame z cenzurą prasy.
(Pozostawione w uzasadnieniu okruszki pozwalają stwierdzić, iż jest to odprysk afery Łukasza Zbonikowskiego, który w tamtym czasie był deputowanym z ramienia PiS.)
Sąd niższej instancji co do zasady uwzględnił powództwo: media mają prawo uwypuklać różnice między poglądami głoszonymi przez polityka jako członka określonej partii i jego życiem osobistym, a także informować o wykorzystywaniu pozycji służbowej dla prywatnych celów. Jednakże publikacja esemesowej korespondencji prowadzonej przez posła z kochanką, która nie pełni i nigdy nie pełniła żadnej funkcji publicznej (dwukrotnie kandydowała do sejmiku, ale bez powodzenia) oraz innych informacji odnoszących się do intymnej sfery życia kobiety naruszało jej dobre imię i godność — bo przypisanie kobiecie romansu z żonatym mężczyzną jest w powszechnym odczuciu odbierane negatywnie. Nie było także dopuszczalne publikowanie zdjęć kobiety — powódka nigdy nie zgodziła się na rozpowszechnianie swego wizerunku, nie jest też osobą powszechnie znaną, zaś praca na stanowisku asystentki posła nie jest pełnieniem funkcji publicznej (art. 81 pr.aut.).
Jednym z obowiązków prasy jest chronić prywatność osób, stąd też zakazane jest publikowanie w mediach informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, o ile dane te mają bezpośredniego związku z działalnością publiczną tej osoby (art. 14 ust. 6 pr.pras.), zaś złamanie tego zakazu także może wiązać się z naruszeniem dóbr osobistych. Co więcej wydrukowanie zdjęć prezentujących treść esemesów naruszyło tajemnicę korespondencji, i to niezależnie od tego czy korespondowały ze sobą osoby publicznie znane i czy wymiana informacji dotyczyła spraw publicznych czy prywatnych.
W przypadku tego rodzaju naruszenia prywatności okolicznością wyłączającą bezprawność nie może być prawdziwość ujawnionych informacji, ani też zachowanie należytej staranność i rzetelności dziennikarskiej (autor tekstów próbował się kontaktować z zainteresowaną, bezskutecznie).
Stwierdzając, iż media mają prawo naświetlać niegodne prowadzenie się posła — który sprzeniewierzył się publicznie wyznawanym wartościom — ale to nie oznacza prawa do ingerencji w prywatność postronnych osób (nawet jeśli są związane z owym posłem), sąd nakazał opublikować przeprosiny, a także zasądził 80 tys. złotych tytułem zadośćuczynienia. (Na marginesie warto podkreślić, iż asumpt do przyznania niższego niż żądane zadośćuczynienia wpływ miał także fakt, że kobieta pozwała także inne media — sąd stwierdził, że jej poczucie krzywdy wynika z wszystkich publikacji, zatem nie może pełnej odpowiedzialności ponosić każdy inny tytuł prasowy. Nadto sąd wykluczył, by ustalając wysokość wynagrodzenia brać pod uwagę status majątkowy pozwanego wydawcy — bo prowadziłoby to do nieprawidłowości w postaci zasądzania znacznie wyższych kwot niż np. w przypadku uszczerbku na zdrowiu lub śmierci osoby najbliższej; por. „Wysokość zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych powinna uwzględniać nie tylko postawę, ale też sytuację majątkową sprawcy”).
Od orzeczenia apelowały obie strony. Wydawca powołał się na to, że publikacje miały na celu obronę uzasadnionego interesu społecznego, co wyłącza jakąkolwiek bezprawność naruszenia dóbr osobistych, zaś w każdym przypadku zadośćuczynienie jest rażąco wygórowana. Kobieta natomiast uznała, że kwota ta jest zaniżona, więc żądała dodatkowo 70 tys. złotych.
Sąd odwoławczy uznał zaskarżony wyrok za zasadniczo prawidłowy: publikacja prowadziła do naruszenia dóbr osobistych powódki w postaci prawa do prywatności, wizerunku, czci oraz tajemnicy korespondencji — a przecież aby napisać, że poseł nie jest wierny żonie, nie było niezbędne ujawnianie danych kobiety i jej wizerunku. Nawet osoba publiczna nie powinna być śledzona i fotografowana z ukrycia (ale już zdjęcia powstałe w czasie kampanii wyborczej czy też aktywności publicznej należy ocenić nieco inaczej). Zdaniem sądu nie ma wątpliwości, że zamieszczone informacje nie były neutralne, albowiem celowo przedstawiały kobietę w złym świetle, zaś dopuszczenie do rozpowszechnienia wulgarnych i ubliżających komentarzy uwłacza czci i godności każdego człowieka.
Niezależnie od tego sąd skonstatował, iż doznana przez powódkę krzywda nie wiąże się tylko i wyłącznie z działaniem wydawcy. Wszakże kobieta świadomie złamała moralne nakazy i związała się z żonatym i dzieciatym mężczyzną, co w odbiorze społecznym oceniane jest negatywnie. „Poczucie wstydu, obawa o złamane życie czy myśli samobójcze nie stanowią skutku publikacji, ale skutek decyzji o związaniu się z żonatym posłem” — co oznacza, że „powódka co najmniej przyczyniła się do zaistnienia publikacji i do tego, że po jej stronie powstała krzywda”.
Z tego względu, ale także biorąc pod uwagę, że kwoty rzędu 80 tys. złotych są przyznawane ofiarom wypadków, obniżono wysokość zadośćuczynienia do 5 tys. złotych — co (wraz z przeprosinami) jest adekwatnym sposobem naprawienia wyrządzonej krzywdy.